PiS nie zamierza pomagać Kukiz’15 w akcji referendalnej
Poseł Tomasz Latos z PiS / fot. Anna Kopeć
Poseł Paweł Skutecki z Kukiz’15 zainicjował zbiórkę podpisów pod referendum o odwołanie prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego. Od całej akcji dystansują się politycy Prawa i Sprawiedliwości.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
Wszystko wskazuje na to, że politycy PiS nie pomogą działaczom Kukiz'15 w trwającej zbiórce podpisów. – Bardzo krytycznie oceniamy prezydenturę Rafała Bruskiego. Nie tylko jego ostatnie posunięcia, z podpisaniem deklaracji w sprawie migracji, ale całość. Działa na szkodę Bydgoszczy. Oficjalnie nie włączymy się jednak w zbiórkę podpisów pod przeprowadzeniem referendum. To akcja Kukiz’15. Nikt z nami tego nie uzgadniał i nie oczekiwał pomocy. Jeśli nasi działacze będą chcieli się podpisywać, nie widzę problemu, to kwestia ich decyzji. Inna sprawa, czy jest sens przeprowadzenia referendum na rok przed wyborami. Osobiście uważam, że trzeba skupić się na tym, co nas czeka jesienią przyszłego roku – komentuje poseł Tomasz Latos, szef okręgu bydgoskiego PiS.
- Akcja jest społeczna, każdy może się pod wnioskiem podpisać. Nikt jednak z nami jej nie konsultował, więc trudno oczekiwać abyśmy się w to angażowali – mówi Łukasz Schreiber, poseł PiS. - Prezydent robi wiele złych rzeczy, źle rządzi Bydgoszczą, ale aby mieszkańcy chcieli go odwołać w referendum, musiałby zrobić coś spektakularnie nagannego. Takich emocji potrzebnych do tego, aby referendum było udane nie widzę w mieście – komentuje.
- W sobotę podejmiemy ostateczną decyzję – dodaje poseł Piotr Król.
Liczą głosy i podpisy
Referendum o odwołanie prezydenta dojdzie do skutku, jeśli pod wnioskiem o jego przeprowadzenie podpisze się co najmniej 10 procent mieszkańców uprawnionych do głosowania. W ostatnich wyborach samorządowych, które odbyły się w 2014 roku, uprawnionych do głosowania było 279 860 bydgoszczan.
– Dlatego dla pewności chcemy zebrać nawet 50 tysięcy podpisów, choć wystarczyłoby około 28–30 tysięcy. Lepiej mieć jednak pewien zapas. Chcemy wyjść do bydgoszczan. Będziemy obecni na każdym osiedlu, na każdej ulicy. Jestem pewien, że zbierzemy wymaganą liczbę podpisów – tłumaczy poseł Skutecki.
Co, jeśli inicjatorom uda się zebrać wymaganą liczbę podpisów? W takim przypadku komisarz wyborczy w ciągu 30 dni od złożenia wniosku wraz z podpisami musi wydać postanowienie o przeprowadzeniu referendum. W analizowanym przypadku decyzja musiałaby zapaść najpóźniej na przełomie września i października. Samo referendum przeprowadza się natomiast w dzień wolny od pracy w okresie między 30. a 40. dniem od daty opublikowania postanowienia komisarza wyborczego. Oznacza to, że referendum mogłoby odbyć się na początku listopada.
Aby referendum w sprawie odwołania prezydenta było wiążące, musi w nim wziąć udział nie mniej niż 60 procent liczby osób biorących udział w ostatnich wyborach samorządowych – czytamy w kodeksie wyborczym. Do urn w drugiej turze wyborów na prezydenta poszło zaledwie 87 487 bydgoszczan, czyli nieco ponad 31 procent uprawnionych. Niska frekwencja sprzyja organizatorom referendum. Aby było ważne, musi w nim wziąć udział 52 492 bydgoszczan. Jeśli większość z nich zagłosuje za odwołaniem prezydenta, miastem do momentu wyborów będzie kierował komisarz, którego wyznaczy premier Beata Szydło.
Więcej w najnowszym numerze "Tygodnika Bydgoskiego"