Przeciw metodzie in vitro. Dlaczego?
Dzisiaj w Domu Polskim odbyła się konferencja "Dylematy w sprawie in vitro"/ fot. Anna Kopeć
Ani względy medyczne, ani moralne czy etyczne, ani w końcu społeczne nie uzasadniają stosowania metody in vitro, a tym samym jej finansowania z budżetu miasta. Takie wnioski wynikają z dzisiejszej konferencji „Dylematy w sprawie in vitro”.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
Zorganizowano ją w przeddzień sesji bydgoskiej Rady Miasta, na której radni mają zdecydować, czy procedura ta ma być częściowo refundowana z miejskiego budżetu.
- O metodzie in vitro głośno jest w wielu mediach, ale mało się mówi o jej negatywnych skutkach. To kolejne spotkanie na drodze ku poznaniu prawdy. Aby podjąć decyzję, należy znać argumenty za i przeciw – powiedziała dr n. med. Daria Pracka z Collegium Medicum, prowadząca debatę.
Jako pierwsza wystąpiła prof. Alina T. Midro z Zakładu Genetyki Klinicznej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Mówiła o zagrożeniach zdrowia i życia dziecka w wyniku koncepcji in vitro.
- Chcemy mieć dzieci, ale nie zawsze jest to możliwe z powodów zdrowotnych. W zapłodnieniu pozaustrojowym kobieta jest poddawana stymulacji hormonalnej. Właśnie hormony są przyczyną wielu nieprawidłowości genetycznych i nie tylko – tłumaczyła prof. Alina Midro. Z badań wynika, że w wyniku metody in vitro na 100 zapłodnień na urodzenie ma szansę od 3 do 5 dzieci.
Istnieje też duże ryzyko, że dzieci te będą miały wady wrodzone. Częściej niż u tych poczętych w sposób naturalny występują zespół Bekwitha-Wiedemanna: nowotwory, gigantyzm, zaburzenia neurologiczne; zespół Angelmana: problemy z mową i koncentracją, nadaktywność, padaczka.
- Fascynacja nowoczesnymi metodami nie powinna przysłaniać medycznych wskazań. Każde dziecko zasługuje na miłość, czułość i godność – podkreśliła prof. Midro.
Jak stwierdziła dr Urszula Dudziak z KUL, ekspertka MEN, ważne jest, żeby odpowiedzieć na pytanie, czy in vitro służy prokreacji czy stanowi zagrożenie. - Jeżeli uznamy, że jest to zagrożenie, to trzeba się zastanowić, jak temu przeciwdziałać, a nie dofinansowywać – powiedziała.
- Musimy mówić w imieniu tych, których krzyk jest niesłyszalny. Niektórzy mówią, jesteśmy przeciwni aborcji, ale przecież in vitro to rodzenie dzieci. Ale czy na pewno? Często nikt nie informuje tych par, co ich czeka – stwierdziła.
Jej zdaniem, procedura stosowana przy metodzie in vitro poniża godność człowieka, powoduje, między innymi konflikty między małżonkami, zmęczonymi i zniechęconymi kolejnymi próbami. – Dziecko zamiast miłości i ciepła zastaje probówki i zimne lodówki – powiedziała Urszula Dudziak.
Jak dodała, w przypadku tej procedury matka nie chroni wszystkich swoich dzieci z zapłodnionych komórek, co jest „patologią macierzyństwa”.
Skutkiem, jak tłumaczyła, może być pojawienie się tzw. „zespołu ocaleńca”. – Dlaczego ja żyję, skoro tyle moich sióstr i braci zginęło? To pytanie może dręczyć przez całe życie – stwierdziła Urszula Dudziak.
Jej zdaniem, cała procedura to produkowanie i hodowanie ludzi. Narusza piąte przykazanie, „nie zabijaj” i dla osób wierzących jest to odejście od wiary. Jak podkreśliła, in vitro nie jest metodą leczenia bezpłodności, bo problem zdrowotny nadal pozostaje.
- Debatę o sztucznym zapłodnieniu in vitro bardzo często traktuje się jak debatę światopoglądową. Jedni twierdzą, że to temat konfesyjny, bo księża są przeciwni tej metodzie, a drudzy, że dotyczy to osób wierzących, a oni nie są wierzący, więc nie widzą powodów, aby się tym praktykom przeciwstawiać – powiedział dr Marek Czachorowski z KPSW, który mówił o etycznych aspektach sporu wokół tej metody. – Jest to nieporozumienie, bo jeżeli Kościół katolicki w tej sprawie jakieś stanowisko zajął, to nie dlatego, że posługuje się argumentami wziętymi z teologii, ale filozoficznymi, czyli takimi, które są zrozumiałe dla każdego człowieka – tłumaczył. – Każdy z nas posługuje się rozumem i na tym oparte jest także stanowisko Kościoła. Nie jest to zatem temat konfesyjny.
Dzisiaj bydgoscy radni mają zdecydować, czy metoda in vitro będzie częściowo refundowana z budżetu miasta. Taki wniosek, poparty podpisami, złożyła Nowoczesna.