Tysiące ton paliw i broni chemicznej na dnie Bałtyku. Dojdzie do katastrofy
mat. pixabay
Pod koniec drugiej wojny światowej na dno Bałtyku została zrzucone materiały chemiczne w tym trujące gazy. W latach 50-tych XX wieku wojsko zrzucała na dno niepotrzebne miny, pociski oraz gaz musztardowy i Iperyt. Teraz Bałtyk jest tykającą bombą zegarową.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
W latach 40 i 50 XX wieku z Bałtyku zrobiono składowisko nie potrzebnego sprzętu wojskowego oraz chemikalii w tym trujących gazów takich jak gaz musztardowy i iperyt. Każdego roku rośnie zagrożenie, że korodujące beczki wypuszczą na zewnątrz to co tak skrzetnie skrywają przez tyle lat.
Dość duża eksploatacja dna Bałtyku w postaci kładzenia sieci telekomunikacyjnych, czy też rurociągów również przyczynić się może do szybszego wybuchu tej bomby biologicznej.
- Zagadnienie to wyrasta na bardzo ważki problem do rozwiązania, staje się także przedmiotem troski organizacji HELCOM (ang. Baltic Marine Environment Protection Commission – Komisja Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku) - mówi dr hab. Karol Kuliński, profesor i kierownik Pracowni Biogeochemii Morza w Instytucie Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, wiceprzewodniczący międzynarodowej organizacji Baltic Earth.
- Były one „utylizowane”, czyli de facto zatapiane w wyniku powojennych konwencji m.in. na głębiach Gotlandzkiej, Bornholmskiej i Gdańskiej. Do tego dochodzi również paliwo z zatopionych statków, których jest sporo na dnie Bałtyku - tłumaczy dr. hab. Kuliński w wywiadzie dla Tygodnika TVP - Ostatnio głośna była m. in. sprawa niemieckiego tankowca „Franken” spoczywającego kilka mil morskich na południowy wschód od Helu. Może się tam znajdować ponad 1,5 mln litrów paliwa - dodaje.
Rozwiązanie tego problemu nie jest proste. Zwłaszcza, że część pojemników jest składowana na poziomie 100 metrów pod powierzchnią.
- Problem można uznać, nomen omen, za tykającą bombę zegarową i należy go rozwiązać, choć wydobywanie skorodowanych beczek z toksynami z głębokości ponad 100 metrów może być zadaniem karkołomnym. Środowisko naukowe jest świadome tego problemu. Wiemy, że pojemniki, w których zatopiono broń chemiczną, korodują - wyjasnił dr. hab. Kuliński.
Żr. tygodniktvp.pl