Felietony 14 lip 2019 | Redaktor

Kilka lat temu prezydent Rafał Bruski zaskoczył wszystkich oświadczeniem: - Powoli możemy zacząć myśleć o naszej wieży Eiffla, o czymś szalonym i symbolicznym, co może być naszym wyróżnikiem.

   

Jarosław Kopeć

Tygodnik Bydgoski

Media zaczęły przywoływać efekt Bilbao, gdzie w 1997 roku otwarte zostało Muzeum Guggenheima projektu słynnego Franka Gehry, a liczba turystów ściągająca do tego miasta w Kraju Basków rosła w postępie geometrycznym. 

Ucieszyło mnie wtedy, że prezydent miasta nawiązał do mojego ukochanego Paryża, gdzie odważono się np. postawić kontrowersyjną szklaną piramidę na dziedzińcu Luwru. Piszę kontrowersyjną, bo pomysł ówczesnego prezydenta François Mitterranda miał zarówno zagorzałych zwolenników, jak i (kto wie czy nie więcej) zacietrzewionych przeciwników. Piramida spełniła jednak swoje zadanie. Z jednej strony jej symboliczna wyrazistość przyciąga, z drugiej, dzięki temu projektowi udało się sprostać wymogom nowoczesnej obsługi coraz większej liczby turystów, którzy coraz chętniej przybywają, żeby zapoznać się z dziedzictwem kulturowym ludzkości. 

Dlaczego dziś wspominam o tamtym oświadczeniu prezydenta Bruskiego? Chyba nikt wtedy nie śmiał nawet przypuszczać, jak koszmarnie zakończy się rewitalizacja Starego Rynku. Już po przedstawieniu wizualizacji wydawało się, że coś jest nie tak. Pomysł przekształcenia rynku w lotniskową płytę wzbudził krytykę. Ale wiadomo, to marudy, którym nic się nigdy nie podoba, a tak w ogóle to nie kochają swojego miasta. Na nic zdały się argumenty o potrzebie wyeksponowania historycznych ruin i podziemi. Mimo że przeprowadzono niezbędne prace archeologiczne, a w zasobach ratusz miał gotowy projekt, który zwyciężył w międzynarodowym konkursie. Architekci dostali zlecenie na zaprojektowanie placu. Co więcej, gotowy projekt wielokrotnie modyfikowano, tak mocno, że dziś nawet projektanci mówią w mediach, że się pod nim nie podpisują. Powstał zatem plac, który cała Polska okrzyknęła „betonozą”, a Internet przez kilka dni miał używanie z Bydgoszczy. 

I może szybko udałoby się przejść nad tym do porządku dziennego, bo ratusz natychmiast uruchomił kampanię propagandową eksponującą walory zielonej Bydgoszczy, przywołując, a jakże Wyspę Młyńską. 

Ale na Starym Rynku wybiły tandeta i skąpstwo. Płyty z chińskiego granitu pokryły się szkaradnymi zaciekami. Zarządzono więc wielkie pucowanie, które dało efekt odwrotny od zamierzonego. Arogancja połączona z niechlujstwem stała się symbolem. Niestety, symbolem Bydgoszczy. Zła sława poszła w świat. Niezadowolonym mieszkańcom pozostaje złośliwa satysfakcja, że odpowiedzialni za ten stan rzeczy lokatorzy ratusza, nawet nie wiem jak odwracaliby głowę i przymykali oczy, to widoku zafajdanego rynku nie unikną. Nie pomoże też zasłonięcie wszystkich okien w ratuszu, bowiem zdjęcia i filmiki co rusz wypływają w mediach społecznościowych. 

Jest jednak coś gorszego, co ja nazywam zbrodnią na Starym Rynku, zbrodnią popełnioną na historycznym dziedzictwie Bydgoszczy. Pod feralnymi chińskimi płytami znajduje się bowiem gruby sarkofag z betonu, którym zalano naszą przeszłość. I choćby prezydent Bruski miał wygrywać wybory do końca swoich dni, to ta zbrodnia się nie przedawni, bowiem na trwałe stanie się symbolem jego prezydentury.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor