Klęska komunistów w wyborach czerwcowych w 1989 roku
fot. Zdzisław Hetzig
Wybory parlamentarne z 1989 r. stanowią granicę funkcjonowania komunizmu w Polsce. To był koniec władzy komunistów i początek transformacji ustrojowej, która wprowadzała nowe, demokratyczne zasady.
Inne z kategorii
Koniec lat 80. XX wieku przyniósł kolejne pogorszenie i tak już fatalnej sytuacji gospodarczej kraju. Władze komunistyczne zdały sobie sprawę, że bez ustępstw wobec podziemnej „Solidarności” nie będą mogły utrzymać się u władzy. Zdecydowano się na prowadzone w Magdalence negocjacje, a później na obrady przy „okrągłym stole”. Z Bydgoszczy w obradach uczestniczyło pięć osób: trzy po stronie opozycyjnej (Antoni Tokarczuk, Jerzy Puciata i Roman Bartoszcze) i dwie po stronie rządowej (Harald Matuszewski i Bogdan Królewski). W trakcie obrad ustalono, że komuniści „podzielą się” z opozycją częścią swojej władzy. Wyrazem ustępstw i zarazem testem na poparcie społeczne miały być wybory do parlamentu, których dwie tury zaplanowano na czerwiec 1989 roku.
Podzielona opozycja
Bydgoska „Solidarność” szła do wyborów podzielona i skłócona. Sytuacja ta była następstwem wcześniejszych antagonizmów i konfliktów personalnych. Odsunięty na boczny tor Jan Rulewski, który był pierwszym przewodniczącym niezależnego związku zawodowego jeszcze sprzed stanu wojennego, nie chciał się pogodzić ze zmarginalizowaniem swojej osoby. Był skonfliktowany zarówno z Lechem Wałęsą, jak i wyznaczonymi przez niego regionalnymi władzami odradzającej się „Solidarności”, której przewodził Antoni Tokarczuk. We wrześniu 1988 r. Rulewski powołał własną strukturę związkową o nazwie Rada Organizacyjna Regionu Bydgoskiego, która uzurpowała sobie prawo do reprezentowania odradzającej się „Solidarności”. Była zarazem alternatywą wobec prowałęsowskiego Bydgoskiego Regionalnego Komitetu Koordynacyjnego NSZZ ,,Solidarność”, na czele którego stali ludzie skupieni wokół Tokarczuka.
fot. Zdzisław Hetzig
Rulewski początkowo popierał rozmowy z rządem i domagał się dla siebie i Stefana Pastuszewskiego miejsca przy „okrągłym stole”. Gdy jego postulat został storpedowany przez Wałęsę, stał się przeciwnikiem jakiegokolwiek porozumienia i krytykiem postępowania „Solidarności”. Później pozwalał sobie nawet na kąśliwe wypowiedzi o tym, że jedynym, który walczył przy „okrągłym stole” o sprawy pracowników był Alfred Miodowicz, przewodniczący prorządowych związków zawodowych.
W styczniu 1989 r. BRKK utworzył Bydgoski Komitet Obywatelski, odpowiedzialny za przygotowanie „solidarnościowej” kampanii wyborczej w regionie. Na stworzonych przez niego listach wyborczych znaleźli się wyłącznie ludzie zaakceptowani przez Wałęsę. Dla ludzi Rulewskiego miejsca zabrakło, wobec czego powołali oni własny Solidarnościowo-Opozycyjny Komitet Wyborczy.
Osłabiony obóz prorządowy
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza była w uprzywilejowanej pozycji, którą zapewniało jej nie tylko sprawowanie władzy, rozbudowane struktury, dostęp do pieniędzy, ale również posiadanie mediów, za pomocą których mogła oddziaływać na społeczeństwo. Pod jej kontrolą były nie tylko regionalna telewizja i radio, ale też prasa w postaci takich tytułów jak „Gazeta Pomorska” czy „Dziennik Wieczorny”. Do dyspozycji miała również radiowęzły i gazetki zakładowe, które trafiały do tysięcy odbiorców. Równie uprzywilejowane były partie satelickie PZPR, takie jak Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne. One również mogły korzystać z łaskawości oficjalnych mediów, a ponadto miały w posiadaniu własne. Ta ostatnia partia na przykład wydawała poczytny w regionie „Ilustrowany Kurier Polski”.
Mimo takich atutów strona rządowa podchodziła do wyborów z obawami. Wieloletni kryzys gospodarczy, represje policyjne stosowane wobec przeciwników rządu, cenzura wpływały na radykalizowanie się nastrojów przeciwnych władzom. Wyczuwało się potrzebę zmian, niekoniecznie zgodnych z oczekiwaniami przedstawicieli PZPR.
Kulisy kampanii
Zgodnie z założeniami ordynacji wyborczej województwo bydgoskie podzielono na trzy okręgi wyborcze (bydgoski, inowrocławski i chojnicki), w których łącznie można było zdobyć 14 mandatów do Sejmu i dwa do Senatu. Dla kandydatów PZPR przewidziano pięć mandatów, dwa dla członków ZSL, po jednym dla kandydatów Unii Chrześcijańsko-Społecznej, PAX i SD oraz cztery dla kandydatów bezpartyjnych. Ta ostatnia pula przeznaczona była więc dla przedstawicieli opozycji, ale tylko teoretycznie. W praktyce o mandaty te walczyć mogli również przedstawiciele partii, którzy jednak tym razem występowali jako kandydaci niezależni i bezpartyjni.
Ordynacja wyborcza zakładała, że do parlamentu wchodzi osoba z listy, która zdobędzie na niej powyżej 50 proc. głosów. Pozbawiało to kampanię elementów współzawodnictwa, ponieważ przedstawiciele poszczególnych partii i organizacji nie tyle konkurowali ze sobą, co starali się przekonać wyborców do poparcia swoich kandydatów. W następstwie tego kandydaci PZPR i „Solidarność” praktycznie w żaden sposób się nie atakowali. Do ostrej walki doszło natomiast między sztabami obydwu komitetów „solidarnościowych”, które walczyły o te same mandaty do parlamentu. Obrzucano się inwektywami, wypuszczano paszkwilanckie ulotki i zrywano sobie wzajemnie plakaty wyborcze.
fot. Zdzisław Hetzig
Sztab wyborczy Komitetu Obywatelskiego znajdował się początkowo w prywatnym mieszkaniu Tokarczuka przy ul. Poniatowskiego. Później został przeniesiony do Domu Kultury Zakładów Rowerowych „Romet” (siedziba BTW) przy ul. Floriana. Kierownikiem biura wyborczego był Marek Jarociński. Finansowanie kampanii wyborczej Komitetu w dużej mierze pochodziło ze środków pozyskanych ze sprzedaży cegiełek. Otrzymywano również darowizny od mieszkańców regionu, działaczy związkowych, którzy wyemigrowali podczas stanu wojennego oraz od centrali „Solidarności”.
Siedziba Solidarnościowo-Opozycyjnego Komitetu Wyborczego znajdowała się przy ul. Piotra Skargi 13 w Bydgoszczy. Szefem kampanii został Marek Koczwara, natomiast rzecznikiem prasowym Krzysztof Sidorkiewicz. Organem prasowym była gazetka „Prawda – Solidarność – Sprawiedliwość”, której redaktorem naczelnym był Jarosław Wenderlich. Wydano trzy numery o podtytule „Gazeta Wyborcza”. Przedstawiano w nich sylwetki kandydatów, prezentowano wywiady z nimi oraz przybliżano głoszone przez nich poglądy. Wsparcia finansowego komitetowi udzieliła grupa emigrantów z Kanady skupionych wokół Jana Zaklikowskiego.
Komitet Obywatelski, aby nie rozdrabniać głosów, wystawił po jednym kandydacie na mandat do zdobycia. W okręgu bydgoskim z jego list do Sejmu kandydował Ryszard Helak, w inowrocławskim Roman Bartoszcze i Andrzej Wybrański, a w chojnickim Ignacy Guenther. Do senatu kandydowali natomiast Antoni Tokarczuk i Aleksander Paszyński. Solidarnościowo-Opozycyjny Komitet Wyborczy wystawił listę tylko w okręgu bydgoskim. Jej kandydatem był Stefan Pastuszewski. Ponadto do Senatu zaproponowano Tadeusza Jasudowicza.
Zupełnie odmienną taktykę przyjęła partia komunistyczna, która wystawiła pełne listy wyborcze, z wieloma kandydatami. Wyglądało na to, że przedstawiciele partii nie zrozumieli stworzonej przez siebie ordynacji wyborczej, bowiem takie postępowanie powodowało rozdrobnienie głosów, a tym samym uniemożliwiało kandydatowi przekroczenie progu 50 procent głosów na liście, co było niezbędne do zdobycia mandatu. Głównym kandydatem PZPR był rodzony brat prymasa Polski Jan Glemb. Mimo że jego nazwisko pisało się nieco odmiennie niż nazwisko brata i głosił on skrajnie odmienne od niego poglądy, teraz starano się wykorzystać to pokrewieństwo dla pozyskania głosów mieszkańców regionu. Ponadto na listach znaleźli się ludzie ze znanymi nazwiskami. Dyrektorzy dużych zakładów pracy, Pałacu Młodzieży, „Inofamy” czy sekretarz KC PZPR towarzysz Janusz Zemke.
Wiece i Wałęsa
Kandydaci KO prowadzili intensywną kampanię wyborczą. Jednego dnia objeżdżali kilka miejscowości, aby spotkać się z ich mieszkańcami. Wiece z ich udziałem odbyły się m.in. w Bydgoszczy, Inowrocławiu, Chojnicach, Świeciu, Sadkach, Sośnie, Drzycimiu, Lubiewie, Pakości. Komitet Obywatelski stosował również nowatorskie sposoby agitacji. Po ulicach Bydgoszczy jeździł samochód ze sprzętem nagłaśniającym, z którego emitowano audycje z programem wyborczym i prezentowano sylwetki kandydatów do parlamentu. Z okazji Dnia Dziecka zorganizowano dla najmłodszych liczne konkursy, gry i zabawy, a dla dorosłych konkurs na wytypowanie wyniku wyborczego. Całe miasto zasypane było plakatami KO przedstawiającymi kandydatów w towarzystwie Lecha Wałęsy. Równie intensywnie agitowali kandydaci z solidarnościowego komitetu niezależnego, ale ze względu na braki finansowe i organizacyjne ich kampania nie miała takiego rozmachu jak kampania Komitetu Obywatelskiego i ograniczała się praktycznie tylko do Bydgoszczy.
fot. Zdzisław Hetzig
Wielkim wydarzeniem i punktem kulminacyjnym kampanii w Bydgoszczy był zorganizowany 20 maja 1989 r. wiec wyborczy kandydatów Komitetu Obywatelskiego. Według szacunków władz brało w nim udział 5 tys. osób. Spotkanie odbyło się naprzeciwko siedziby komitetu wojewódzkiego PZPR, w okolicach placu, gdzie dzisiaj stoi hotel „City”. Przybył na nie Lech Wałęsa w towarzystwie Lecha Kaczyńskiego i Władysława Frasyniuka. Na spotkaniu zjawili się w komplecie rekomendowani przez Wałęsę kandydaci do parlamentu. Przewodniczący „Solidarności” wzywał do głosowania na nich, ponieważ „pasują do jego koncepcji i można na nich liczyć”. Krytykował też podziały występujące w obrębie opozycji, co było o tyle istotne, że Rulewski z grupą swoich zwolenników przybył na wiec, aby go zakłócić. Zaczęli gwizdać i wznosić wymierzone przeciwko Wałęsie okrzyki. Głośno domagali się od niego cofnięcia rekomendacji dla dotychczasowych pełnomocników w regionie, uznania władz regionalnych związku z Rulewskim na czele. Wałęsa publicznie upokorzył Rulewskiego. Stwierdził, że „prywatnie nic do niego nie ma, ale ponieważ nie można na niego liczyć, nie widzi go we władzach krajowych”. Gdy Rulewski wyszedł na scenę, by wygłosić do mikrofonu swoje stanowisko, nie został dopuszczony do głosu. Wałęsa poprosił zgromadzony tłum, aby sam wypowiedział się, kto ma rację. Na pytanie, kto popiera Rulewskiego, ręce uniosło zaledwie 20–30 osób. Reszta opowiedziała się za przewodniczącym „Solidarności”, który wyniki tego referendum skwitował ironicznym stwierdzeniem: „No, widzisz, Jasiu, ilu ludzi masz za sobą”.
Wynik wyborczy
Pierwsza tura głosowania odbyła się 4 czerwca 1989 roku. Wyniki były szokiem dla strony rządowej, ponieważ przedstawiciele PZPR nie zdołali zdobyć przeznaczonych dla nich mandatów. „Solidarność” z kolei mogła tryumfować, ponieważ większość jej przedstawicieli dostała się do parlamentu. Podczas pierwszej tury do Sejmu nie dostał się jedynie Wybrański, który nie miał plakatu z Wałęsą, do Senatu natomiast nie wszedł Paszyński - jego porażkę na tym etapie tłumaczono tym, że był on kandydatem spoza regionu.
Aby dokończyć wybory, 18 czerwca zorganizowano drugą turę. W międzyczasie zmieniono ordynację wyborczą tak, by kandydaci PZPR startujący z tzw. listy krajowej mogli ponownie ubiegać się o miejsce w parlamencie. Było to złamaniem wszelkich procedur i praktyk wyborczych, ale nikt nie protestował, bowiem nie chciano zrywać wyborów. 18 czerwca dokończono więc proces głosowania i obsadzono pozostałe mandaty. W efekcie z bydgoskiego okręgu wyborczego wybrani zostali: Ryszard Helak – z Komitetu Obywatelskiego, Henryk Kaczmarek, Dorota Kempka i Janusz Zemke – z listy PZPR oraz Jan Błachnio z koncesjonowanej przez władze Unii Chrześcijańsko-Społecznej. W okręgu Chojnice wybrani zostali: Zbigniew Grugel (PZPR), Wojciech Mojzesowicz (ZSL), Mirosława Grabarkiewicz (SD), Ignacy Guenther (KO) i Tadeusz Marchlik (PAX). Natomiast w okręgu Inowrocław: Anna Bańkowska (PZPR), Jan Warjan (ZSL) oraz Roman Bartoszcze i Andrzej Wybrański – obydwaj z KO. Senatorami zostali kandydaci „Solidarności”: Antoni Tokarczuk i Aleksander Paszyński.
Spośród wszystkich tych osób jedynie Janusz Zemke cały czas czynny jest w życiu politycznym. Pozostali albo zrezygnowali z udzielania się w polityce, albo odeszli na zasłużoną emeryturę. Niektórzy spośród nich niestety już nie żyją.