Dlaczego taki hejt na Wojowników Maryi? [KOMENTARZ]
fot. Anna Kopeć
Jeśli ktoś odnalazł prawdziwy ratunek dla swojego życia, zna sposób na osiąganie dobrymi środkami dobrych celów, to z miłości do ludzi chce się tym podzielić. Bez narzucania, bez krzyku, choć w obecnych czasach jako znak sprzeciwu – o hejcie po Męskim Różańcu Ulicami Bydgoszczy pisze Katarzyna Chrzan.
Inne z kategorii
Między wesołością a świętowaniem [WIDEO, KOMENTARZ]
Lepiej późno niż wcale? Refleksje nad budową S10 [KOMENTARZ, WIDEO]
Męski Różaniec Ulicami Bydgoszczy odbył się w sobotę 7 grudnia, o wydarzeniu pisaliśmy TUTAJ, natomiast przed nim przeprowadziliśmy WYWIAD z liderem organizującej to wydarzenie bydgoskiej grupy Wojowników Maryi.
Pod każdym z artykułów na osoby należące do tej wspólnoty wylał się ogromny, w swej istocie zajadły hejt. Po pierwsze, trzeba jasno zaznaczyć, że nie chodzi o atakowanie artykułu, bo post nie jest osobą. Szyderstwo skierowane było ad personam, ale czy rzeczywiście? Przyjrzyjmy się temu.
Na początek zadajmy sobie proste pytanie, dlaczego tak się stało? To pytanie zawiera w sobie dwa pytania, „dlaczego” – czyli z jakiej przyczyny – i „dla-czego” – czyli w jakim celu.
Hejt zawsze dotyczy osoby, z tego musimy zdać sobie wszyscy sprawę. Co jednak jest w świadomości hejtującego, tego nie wiemy. Widzimy jakiś efekt w postaci opublikowanych zdań.
Jeśli chodzi o Wojowników Maryi, te zdania były wyjątkowo zajadłe. Niektóre do tego stopnia obraźliwe, że trzeba je było usunąć.
Szydzono z nazwy „wojownik”, która oczywiście kojarzy się z walką, jednak o jaką walkę chodzi, nie doczytano, a jest to solidnie wyjaśnione w artykułach [patrz pod powyższymi linkami].
Zobaczmy to jednak szerzej. Mężczyzna ze swej natury jest waleczny, jednak na czym polega jego walka życiowa według fundamentalnego charyzmatu Wojowników Maryi, można się łatwo dowiedzieć, a to wyjaśnienie trafi do każdego, kto pojmuje życie jako codzienną walkę o konkretne dobro. Po prostu.
Przykład:
Czy nazwa „wojownik” nie pasuje na przykład do św. Józefa, który podjął się prowadzenia swojej rodziny w ogromnie trudnych okolicznościach, zarówno obyczajowo-kulturowych, jak i duchowych? Jak walczył? Kto zna choćby odrobinę jego życie, zapewne niepozbawione lęku, ten łatwo zrozumie, że musiał stoczyć prawdziwą batalię ze sobą samym. Czy nie jest to godny wzór do naśladowania? Trzeba jednak chcieć to poznać … bo może się okazać, że zaskoczy nas fakt, ile doświadczeń św. Józefa jest dokładnie takich samych, jak doświadczenia wielu mężczyzn, żyjących w całej historii świata, także dziś.
Drugą sprawą jest celowość ataków. Często pojawiające się szydercze komentarze mówiły, by na modlitwy zamykać się w kościele. Jako medialny obserwator tych wydarzeń zapewniam, że najbardziej złośliwe i wulgarne komentarze, i to w dużych liczbach, pojawiają się zawsze, gdy w przestrzeni publicznej odmawiana jest modlitwa różańcowa. Zjawisko to jest zatem mocno związane z osobą Maryi. Prawdziwie, ta najcichsza i najpokorniejsza ze świętych Kościoła katolickiego staje się celem wielu ataków. To jest zadziwiające i może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, bo nie dotyczy to tylko postów o Wojownikach Maryi.
Jednocześnie zadziwiające jest to, że właśnie ci, którzy szczególnie swoje życie duchowe związali z osobą Maryi i autentycznie, nie tylko z pozoru w tym trwają, okazują się bardzo spokojni w przyjmowaniu takich ciosów, a wcale nie są to osoby wyjątkowej siły, ale zwyczajni ludzie, jak wszyscy.
Takie są obecnie zjawiska i możemy spróbować je jakoś zrozumieć.
Co jest zatem powodem wyjścia z modlitwą na ulice miasta? Czy nie jest to zwyczajnie... miłość?
Po pierwsze, miłość do osoby Maryi, która nie jest dla modlącego się symbolem. To nie jakaś wyimaginowana postać, którą sobie katolik wytworzył w wyobraźni, żeby mieć odskocznię, jakiś pryzmat patrzenia na rzeczywistość, mistyczny punkt odniesienia dla własnego życia. To nie punkt, to nie pryzmat, nie idea, ale realna osoba, chociaż niewierzący postrzegają to inaczej.
Dlatego właśnie obraz Maryi wtłaczany w obrazki ideologiczne współczesnych nurtów zawsze bolą katolików. Kolory nikomu nie szkodzą, a co w samej istocie boli, to uprzedmiotowienie osoby Maryi przez tylu ludzi. To naprawdę boli.
Jeśli osoba niewierząca zrozumie, że dla katolika ukochana przez niego/nią Maryja to bliska, realna osoba, niezwykle ważna w życiu, nie będzie brał Jej wizerunku do swojego użytkowania, tak samo jak nie wziąłby zdjęcia kogoś z rodziny katolika czy innej osoby, żeby dorobić na nim swoją wizję. Takie rozumienie wydaje się spotkaniem na poziomie rozumu wierzących z niewierzącymi i naprawdę można się wzajemnie uszanować.
Drugie rozumienie wyjścia z modlitwą na ulicę ma w sobie też powód miłości. Jaki? Otóż, jeśli ktoś odnalazł prawdziwy ratunek dla swojego życia, widzi owoce prawdziwego dobra, doświadczył tego, że mimo życiowych, niekiedy przecież dramatycznych sytuacji, znalazł prawdziwą siłę na przetrwanie przeciwności, zna sposób na osiąganie dobrymi środkami dobrych celów, to ze zwykłej miłości do ludzi chce się tym podzielić. Nie jako ten lepszy, tylko jako taki sam, jeden z nas wszystkich. Bez narzucania, bez krzyku, choć w obecnych czasach jako znak sprzeciwu.
Tym źródłem dla Wojowników Maryi jest Ona sama w Bogu.
Pośród obserwujących zdarzenie są wierzący i niewierzący. Dla wierzących takie świadectwo bywa najczęściej oczywistością, a czym dla niewierzących? A czy musimy wiedzieć czym? Każdy człowiek jest tajemnicą. Jeśli świadectwo o Maryi dla kogoś jest powodem szyderstwa, to i taka historia ludzka jest tajemnicą. I jest ważna do odkrycia dla niego samego.
Prawdą jest że Kościół katolicki – i od razu dodajmy, że w jego ziemskim, instytucjonalnym wymiarze – przechodzi czas kryzysu. To jest widoczne i piętnowane. Oburzenie jednak ma swoje dwie strony, może być słuszne i oparte na rzetelnej wiedzy o faktach, a może być atakiem ad personam na wszystkich katolików, którzy z kryzysem mają niewiele wspólnego. Trzeba to odróżniać. Szyderstwo jest zawsze atakiem w swej istocie i to atakiem na kogoś. Nikt nie szydzi przecież z facebookowych postów, tylko z ludzi, o których jest dana informacja.
Jeśli więc szydzimy, a szyderstwo jest atakiem w swej istocie, to tak naprawdę dlaczego? Z jakiej przyczyny i w jakim celu? Trudno sobie wyobrazić, że naprawdę może chodzić o personalne wyszydzenie kilkudziesięciu mężczyzn, którzy wspólnie przeszli przez miasto, odmawiając różaniec, z miłości do realnej dla nich osoby Maryi, starając się w swym świadectwie powiedzieć: „Znaleźliśmy źródło siły dla naszego życia i chcemy się tym z wami podzielić”.
Katarzyna Chrzan