Literatura a nadprzyrodzone źródło bytu. Spotkanie z „Konstelacją Toposu” [ZDJĘCIA]
fot. Anna Kopeć
Salon Hoffman Kujawsko-Pomorskiego Centrum Kultury okazał się niezwykle gościnnym miejscem dla poetów z „Konstelacji Toposu” w składzie: Krzysztof Kuczkowski, Wojciech Kass, Wojciech Gawłowski, Artur Nowaczewski, Przemysław Dakowicz i Jarosław Jakubowski.
Inne z kategorii
Szafarska scena młodych - zagra Zuzanna Sejbuk. Można posłuchać i poznać młodą artystkę
W towarzystwie muzycznym jest koncertowo [ZAPROSZENIE]
fot. Anna Kopeć
We wtorkowy wieczór (5 lutego) spotkali się oni z bydgoskimi czytelnikami. Czytali wiersze już publikowane oraz te całkiem nowe. Prowadzący spotkanie Bartłomiej Siwiec pytał m.in. o to, jak rozumieć pojęcie „konstelacji poetyckiej”. - Nie jest to grupa poetycka w klasycznym rozumieniu - padła odpowiedź. Poetów związanych z dwumiesięcznikiem literackim „Topos” łączy jednak nie tylko fakt publikowania w jednym periodyku, lecz również zapatrywania na sztukę słowa. Można chyba przyjąć, że twórcy ci szukają w literaturze sfery duchowej, odnoszącej się do nadprzyrodzonego źródła bytu.
Warto też zwrócić uwagę na różnorodność zainteresowań „Konstelacji Toposu”. Są wśród nich poeci, prozaicy, eseiści, krytycy literaccy, a także dramatopisarz w osobie Jarosława Jakubowskiego.
A oto próbka twórczości poetyckiej Jakubowskiego:
***
Idąc z psem ścieżką wydeptaną wśród chwastów
i samosiejek usłyszałem głos, który pytał:
czy może wrócić coś, co na dobre przeszło?
czy wrócić może dreszcz, ten sam, co wtedy,
u wrót żyznej doliny, która teraz jest korytem
martwej rzeki? Może to tylko wrażenie
dreszczu, upiór, niemogący znaleźć drogi
w tę noc po pełni? Wróciłem do domu;
deszcz chlupotał pod rynną, pies zasnął
i biegł, gnał gdzieś przez sen, pojękiwał.
Ktoś patrzył uważnie, z głębokości,
spoza mojego odbicia w ciemnej szybie.
NIEDZIELA. WCZESNE POPOŁUDNIE
Zrudziałe tuje kiwają się na wietrze,
za nimi dach, zasunięta roleta, jasne plamy szyb,
a wyżej niebo, na którym przez chwilę widać rybitwę.
I to właściwie wszystko, chociaż nie, jest jeszcze
gruchanie cukrówki, uparte hu hu tu, hu hu tu,
niejasne jak ścieg na monotonnej tkaninie.
Niedziela mija spokojnie, nikt nie umarł,
wszyscy szykują się do obiadu.
Lecz gdyby miał to być mój ostatni wiersz,
to wiedzcie: zrudziałe tuje kiwają się na wietrze,
w prawo, lewo, potem znowu w prawo, ich wierzchołki
machają do mnie jak dzieci z okien autobusu.