Przypowieść o nieuczciwym rządcy

„Nieuczciwy rządca” Jacoba Jordaensa (XVII w., Antwerpia)
Czytany dziś w zreformowanej liturgii mszalnej fragment Ewangelii należy do najtrudniejszych w interpretacji dla współczesnego człowieka. Trudność jest tu dość oczywista. Po powierzchownej lekturze wydawać się może, że Pan Jezus pochwala nieuczciwość i krętactwo.
Inne z kategorii
106. rocznica urodzin bł. Czesława Jóźwiaka – niezwykłe obchody
Podwyższenie Krzyża Świętego – tajemnica drzewa zbawienia
I choć często tłumaczy się, jaki jest prawdziwy sens tej przypowieści, zawsze po takim wyjaśnieniu pozostaje pewien niedosyt. Pozostaje pytanie: dlaczego Pan Jezus w swej mądrości nie użył jednak innego przykładu, który nie pozostawiałby nawet pozoru popierania zła i oczywistych fałszerstw? Sam nieraz zmagam się z tym pytaniem i nie wiem, czy uda mi się rozwiać wszystkie wątpliwości. Spróbujmy jednak wejść głębiej w treść przypowieści.
Kim jest nieuczciwy rządca?
Ten rządca to oczywiście ty i ja. Dlaczego? Bo żaden człowiek nie jest naprawdę właścicielem dóbr – zarówno materialnych, jak i niematerialnych. Prawdziwym właścicielem wszystkiego i wszystkich jest Bóg, który wszystko stworzył, a my jesteśmy jedynie zarządcami powierzonych nam darów. Zwraca na to uwagę św. Ambroży. Gdy rządca marnuje majątek, pan wzywa go do rozliczenia i zapowiada dymisję. Ten kalkuluje: „kopać nie mogę, żebrać się wstydzę”, po czym redukuje długi dłużników pana, by zyskać ich przychylność po zwolnieniu.
Co to oznacza w ujęciu duchowym?
Pseudo-Chryzostom (tak nazywamy anonimowego kaznodzieję z IV–V wieku, którego homilie błędnie przypisywano Janowi Chryzostomowi) wyjaśnia, że życie obecne jest czasem działania; po śmierci nie da się już „nadrobić” zaniedbań. To tutaj, na ziemi, rozdajemy jałmużny i przebaczamy winy. Po śmierci nie będzie już czasu na zdobywanie zasług. Darowanie należności i jałmużna to sposób „zrobienia sobie przyjaciół” z dóbr Pana – przyjaciół, którzy będą świadkami naszych czynów przed Bogiem.
Co dokładnie jest pochwalone?
Nie nieuczciwość, lecz przezorność wobec przyszłości – wyjaśnia św. Augustyn. Słowo „Mądrze uczyniłeś” oznacza tu: sprytnie, nie w sensie cnoty, lecz praktycznej zaradności – podkreśla Orygenes. W tym sensie „synowie tego świata” bywają roztropniejsi w swoich sprawach niż „synowie światłości” w sprawach Bożych. Synowie świata potrafią planować doczesność, a zaniedbują wieczność. Stąd wniosek Jezusa: „Czyńcie sobie przyjaciół z mamony niesprawiedliwości” – czyli zamieniajcie dobra na miłosierdzie, aby „przyjęli was do wiecznych przybytków” ci, którzy tu na ziemi byli ubodzy, a w niebie dziedziczą Królestwo. W tej interpretacji są zgodni św. Augustyn i św. Grzegorz Wielki.
I nie chodzi o jałmużnę z grabieży – to mają być „dary z uczciwych trudów”, powiada św. Augustyn. Dalej Ojcowie rozszerzają tę myśl: mamona jest „niesprawiedliwa”. Dlaczego? Pada kilka odpowiedzi: bo to bogactwo nietrwałe, narażone na przypadek, często skażone cudzym trudem lub grzechem chciwości – zauważają odpowiednio św. Augustyn, św. Ambroży, św. Bazyli i Teofilakt.
Wierność w małym, próg do prawdziwych bogactw
Skoro mamona jest czymś małym, czy można ją bagatelizować i pozwolić sobie na niewierność w jej zarządzie? Nie! „Małe” to właśnie mamona – rzeczy ziemskie, obce naszej naturze i tylko czasowo powierzone – mówi św. Cyryl. Wierność w zarządzaniu nimi otwiera drogę do „prawdziwych bogactw”: łaski, obrazu Boga w duszy. Jeśli zawiedliśmy w cudzym, czyli w dobrach powierzonych nam tu na ziemi, jak mamy otrzymać „własne” – dobra niebieskie? Logika jest prosta: kto nie umie rozdać jałmużny, nie udźwignie darów większych.
Konkluzja moralna
Ewangelia kończy się konkluzją: nie da się służyć dwóm panom. Serce nie znosi podwójnej lojalności. Św. Augustyn czyni tu ciekawe spostrzeżenie: uleganie mamonie praktycznie oznacza wzgardę Bogiem, choć nikt do tego wprost się nie przyznaje. Jezus stawia więc alternatywę: „Nie możecie służyć Bogu i mamonie.” Św. Beda precyzyjnie zauważa, że nie piętnuje posiadania, lecz „służenie” – sytuację, w której mamona powoduje niewolę serca. Od wiernego zarządzania bogactwem nie możemy się wymigać. Lekarstwem, jakie proponują Ojcowie, jest obojętność wobec bogactwa i konsekwentna dystrybucja na rzecz ubogich (tak uczy np. Teofilakt). „Najlepszą sztuką” jest bowiem miłosierdzie, które buduje nie domy z gliny, lecz życie wieczne – jak błyskotliwie uczy Złotousty Jan Chryzostom.
Przypowieść ta nie usprawiedliwia krętactwa. Uczy eschatologicznej roztropności: skoro ludzie światowi potrafią zabezpieczać jutro doczesne, tym bardziej uczeń Chrystusa powinien planować, jak zdobędzie dobra prawdziwe. Dlatego ma „zamieniać” dobra nietrwałe na miłosierdzie, by okazać wierność w małym i stać się zdolnym do przyjęcia skarbu największego. A to wymaga jednoznacznej decyzji serca: Panem jest Bóg, nie mamona.
Maksymilian Powęski