Sport 27 sie 2023 | Redaktor
MŚ w Budapeszcie: polska sztafeta kobiet 4 x 100 metrów piąta na świecie!

fot. Tomasz Kasjaniuk

Polska sztafeta sprinterska 4 x 100 metrów biegnąca w składzie Pia Skrzyszowska, Kristsina Tsimanouskaya, Magdalena Stefanowicz, Ewa Swoboda zajęła znakomite piąte miejsce w finale lekkoatletycznych mistrzostw świata, które rozgrywane są w Budapeszcie.

Polki pobiegły w finale w identycznym składzie jak podczas piątkowych eliminacji. Uzyskały czas 42.66 i wywalczyły najlepszą lokatę w historii startów sztafety sprinterskiej kobiet na lekkoatletycznych mistrzostwach świata. Po historyczne osiągnięcie na pierwszej zmianie ruszyła 22-letnia Pia Skrzyszowska. Jak przyznała jej zmiana była lepsza niż wczorajsza.

– Było dużo lepiej niż w piątek. Dobrze zmieniłyśmy z Kristi. Myślę, że dopracowałyśmy przekazanie pałeczki. Niech świadczy o tym fakt, że zamiast umówionego hasła krzyknęłam inne, ale Kristi i tak się zorientowała, poznała mnie po głosie – zdradziła Skrzyszowska.

Warszawianka dużo lepiej niż podczas wczorajszych eliminacji przekazała sztafetową pałeczkę Tsimanouskiej.

– Cofnęłyśmy nieco zmianę. Czułam, że ona była dobra. Dziś dałam z siebie wszystko. Dobrze, że to był mój ostatni bieg na tych zawodach – mówiła reprezentantka Polski, która już po półfinale biegu na 200 metrów miała drobne problemy z trudnymi warunkami atmosferycznymi jakie panują w ostatnich dniach w Budapeszcie.

Na drugim wirażu pobiegła Stefanowicz. Dobrze przejęła pałeczkę od koleżanki i równie dobrze przekazała jej Swobodzie.

– Widziałam jak Kristi biegnie na mnie. Ruszyłam i biegłam z całych sił do Ewy. Myślę, że dobrze zmieniłyśmy. Ona super ruszyła, ale jeszcze na stadionie rozgrzewkowym przeanalizujemy to z trenerami. Nie zmienia to faktu, że jesteśmy piąte na świecie – cieszyła się Stefanowicz.

W Budapeszcie polska sztafeta sprinterska kobiet pierwszy raz od 2007 roku i mistrzostw świata w Osace pobiegła w finale globalnego czempionatu. Jak przyznała zamykająca sztafetę w stolicy Węgier Ewa Swoboda to nie był do końca dobry bieg.

– To nie był do końca dobry bieg. Spodziewałam się lepszego rezultatu, czyli rekordu Polski. Natomiast jak widziałam jak się ten bieg potoczył na początku to myślałem, że nie dobiegniemy. Jestem ślepa i nie widziałam co tam się dzieje i miałam wrażenie, że Pia jakby zgubiła rytm. Kiedy zobaczyłam, że Magda do mnie biegnie mnie uspokoiło. Super przekazała mi pałeczkę, super mieć ją na zmianie. Od 16 lat Polska nie miała sztafety 4 x 100 metrów kobiet w finale mistrzostw świata, więc to jest dobry prognostyk przed Paryżem. Musimy jeszcze popracować nad zmianami – zapowiedziała Swoboda.

Finałowy konkurs skoku o tyczce nasi zawodnicy – Robert Sobera oraz Piotr Lisek – rozpoczęli od zaliczenia w pierwszych próbach wysokości 5.55. Z kolejną wysokością, czyli 5.75, Sobera już sobie nie poradził i został sklasyfikowany na dwunastym miejscu wspólnie z Turkiem Ersu Şaşmą. Tymczasem Lisek 5.75 skoczył dopiero w trzecim podejściu.

– Ten konkurs był ciężki ze względu na wysokości – przyznawał Lisek.

Po nieudanej próbie na 5.85 przełożył dwa skoki na 5.90. W obliczu strąceń Polak został ostatecznie sklasyfikowany na dziewiątym miejscu.

– Walczyłem do ostatniej kropli potu. Opuszczałem wysokości żeby nawiązać rywalizację z chłopakami, ale dziś poziom był po prostu kosmiczny – mówił nasz zawodnik, który na koniec przyznał, że nie jest zawiedziony po występie w Budapeszcie.

Do finału z czasem 3:24.05 awansowała polska sztafeta kobiet 4 x 400 metrów, w której na pierwszej zmianie pobiegła Alicja Wrona-Kutrzepa.

– Czułem, że pierwsze metry byłam sparaliżowana. Atmosfera stadionu bardzo na mnie zadziałała. Później dostałam już takiego kopa, bo pomyślałem, że jestem tutaj dla drużyny – mówiła sprinterka reprezentacji Polski, której generalnym sponsorem jest Grupa Orlen.

Na drugiej zmianie pobiegła Marika Popowicz-Drapała.

– Moim zadaniem było, aby – nawet kosztem ostatnich metrów – zejść do bandy na jak najlepszej pozycji. Bardzo się cieszę, że to zadanie wykonałam. Czujemy się tutaj chyba nie do końca docenione. Druga seria pokazała jednak, że te wyniki są naprawdę bardzo wyrównane – przyznała Popowicz-Drapała.

Jako trzecia w eliminacyjnym biegu pojawiła się Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka. Mająca duże doświadczenie w sztafecie poznanianka przyznała, że chociaż wielu nie widzi w naszej sztafecie faworyta to biegaczki niejednokrotnie udowadniały, że warto na nie stawiać.

– Nikt za bardzo na nas nie stawia, ale my zostawiamy serce na bieżni. Często było tak, że czasy na papierze nie wróżyły nam rewelacji, a potem my wychodziłyśmy na bieżnię i było zupełnie inaczej. Dziś też to pokazałyśmy – przyznała Wyciszkiewicz-Zawadzka.

Świetnie na ostatniej zmianie zaprezentowała się Natalia Kaczmarek, która stoczyła pasjonujący pojedynek z Femke Bol.

– Nie wierzyłam, że jestem w stanie z nią wygrać. Ona biegła bardzo spokojnie i luźno. Pomyślałem jednak, że może uda mi się dogonić drugą Kanadyjkę, bo wiedziałam, że z Femke raczej nie mam szans. Pomyślałam, że pobiegnę po prostu po jak najlepszy czas – przyznała Kaczmarek.

W niedzielnym finale zabraknie Amerykanek. Obrończynie tytułu zostały zdyskwalifikowane za przekroczenie strefy zmian.

Monika Jackiewicz pokonała nieco ponad 42 kilometry po ulicach węgierskiej stolicy w czasie 2:37:18. To pozwoliło jej zająć czterdziestą lokatę w maratonie. 

– Myślę, że już samo zakwalifikowanie się do mistrzostw świata jest sporym sukcesem. Cieszę się, że tutaj jestem i że dotarła do mety. Czułam, że miałam na dystansie tyle sił żeby jeszcze finiszować. Biegłam jednak z rezerwą z uwagi na pogodę. Ona zdecydowanie nie była naszym sprzymierzeńcem – mówiła Jackiewicz w strefie wywiadów na Placu Bohaterów w Budapeszcie.

Kolka pokonała mistrzynię Europy z Monachium Aleksandrę Lisowską. Nasza najlepsza specjalistka od biegania maratonów wycofała się z biegu schodząc z trasy na 33 kilometrze. 

– Byłam dobrze przygotowana. Trener musiał mnie stopować przed biegiem, gdy powiedziałam mu, że jeśli pogoda pozwoli to będę atakować rekord Polski. Dzisiaj po rozgrzewce stwierdziłam jednak, że cofam te słowa. O 6:30 było już ok. 24-25 stopni, a wiedziałam, że temperatura będzie rosła. Miałam świadomość, że nie mogę przeszarżować na początku, tak żeby sił starczyło na cały dystans. Mam nadzieję, że w Paryżu dopnę swojego i rezultat tam będzie lepszy – podsumowała Lisowska.

W sobotnie przedpołudnie rozegrano też – na stadionie – eliminacyjne zawody pchnięcia kulą. Stojący na wysokim poziomie konkurs z jedną mierzoną próbą – na odległość 17.57 – zakończyła Klaudia Kardasz. Polka nie wystartuje w finale.

źródło: PZLA

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor