Wydarzenia 22 kwi 2017 | Wojciech Bielawa
Bezradna rada w cieniu prezydenta

Sesja Rady Miasta / fot. Anna Kopeć

Czym zajmuje się bydgoska Rada Miasta? Radni PO i SLD realizują polecenia prezydenta Rafała Bruskiego, a PiS i samotny jeździec Bogdan Dzakanowski torpedują inicjatywy koalicji.

Próbkę tego, jak funkcjonuje koalicja, widzieliśmy na ostatniej sesji, pod koniec marca. Prezydent po rozmowach z prezesem Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku zapalił się do budowy biegunarium w Myślęcinku. Kilku radnym koalicji pomysł ściągnięcia pingwinów ewidentnie nie przypadł go gustu. – Nie jestem fanem zamykania zwierząt w klatkach. Trochę się to kłóci z zakazem wpuszczania do Bydgoszczy cyrków – mówił w kuluarach jeden z rajców PO.

Radny SLD Tomasz Puławski w trakcie debaty głośno wyrażał swój sprzeciw. Kiedy jednak przyszedł czas głosowania, obecni na sali radni koalicji karnie podnieśli ręce w górę i przegłosowali uchwałę, która wprowadziła do budżetu szereg nowych inwestycji z biegunarium w Myślęcinku na czele. – Takie uzgodnienia zapadły podczas spotkania z prezydentem – tłumaczył ten sam radny PO.

Podobnie sprawy miały się w ubiegłym roku, podczas debaty nad projektem lodowiska na Babiej Wsi. Radni lewicy byli przeciwnikami budowy niewielkich trybun na 300 widzów. Swoje niezadowolenie w tej sprawie głośno wyrażali w mediach i na portalach społecznościowych. Na sesji Rady Miasta apelowali do Rafała Bruskiego, aby powiększyć trybuny do minimum tysiąca krzesełek. Prezydent był jednak nieugięty, więc ugiąć musieli się radni SLD. Przegłosowali budżet, a prezydent kolejny raz pokazał kto rządzi w koalicji.

 

Prezydent nadaje ton

Choć fakty temu przeczą, radni PO i SLD twierdzą jednak, że nikt im niczego nie dyktuje.

Raz, albo dwa razy w miesiącu nasz klub spotyka się z prezydentem Rafałem Bruskim. Nie jest tak, że dostajemy od niego instrukcje. Debatujemy o sprawach ważnych dla miasta i obie strony muszą iść czasem na kompromis – twierdzi Zbigniew Sobociński, przewodniczący RM i radny PO.

Jego słowa potwierdza radny PO Jakub Mikołajczak. – Prezydent nie mówi nam, jak mamy głosować. Klub radnych wypracowuje własne inicjatywy – mówi.

Ireneusz Nitkiewicz, radny i szef bydgoskiego SLD nie czuje się z kolei zakładnikiem Platformy i Rafała Bruskiego. – Wiadomo, że prezydent nadaje ton temu, co dzieje się w lokalnej polityce. Nie jest jednak tak, że SLD nie ma nic do powiedzenia. Dzięki temu, że jesteśmy w koalicji, realizujemy pomału swój własny program. W opozycji natomiast pracuje się łatwo, nie trzeba brać za nic odpowiedzialności, wystarczy tylko wszystko krytykować. My czasem musimy wziąć na siebie trudne decyzje – tłumaczy lider lewicy.

Jakub Mikołajczak (PO) zapewnia: Prezydent nie mówi nam, jak mamy głosować.  / fot. Anna Kopeć

 

 

Małżeństwo z rozsądku

W 31–osobowym gremium zasiada 12 radnych z PO, 12 z PiS, 6 z SLD i niezależny Bogdan Dzakanowski. Arytmetyka jest prosta: Platforma do rządzenia potrzebuje głosów lewicy. SLD w zamian za sztamę z Platformą ma dwóch zastępców prezydenta miasta – Mirosława Kozłowicza i Annę Mackiewicz, a także dwóch wiceprzewodniczących Rady Miasta: Kazimierza Drozda i Jana Szopińskiego. Do tego dochodzą posady w miejskich instytucjach i spółkach.

Pomiędzy koalicjantami dochodzi do licznych napięć. Najmocniej w Rafała Bruskiego wali Grzegorz Gruszka. Były poseł SLD, nie szczędzi także słów krytyki swoim partyjnym kolegom. Z tego powodu został przez nich wyrzucony na margines. Jego głos uderza w koalicję, a stawka jest zbyt wysoka, aby rozbieżne interesy rozbiły „małżeństwa z rozsądku”.

Przez ten układ, debaty tracą sens. Prezydent trzyma SLD w garści, więc lewica przegłosuje dosłownie wszystko, co zechce Bruski – oceniają radni PiS.

Radni PiS dostali przykaz z góry, aby destabilizować samorząd. Zawsze są na nie, bez względu na temat. O czym więc chcą dyskutować – odbijają piłeczkę politycy SLD.

Radnych lewicy z Platformą zintegrował Łukasz Krupa, były poseł Twojego Ruchu. W ostatnich wyborach parlamentarnych – już z listy PO – bezskutecznie ubiegał się o reelekcję. W trakcie kampanii Krupę wspierał radny lewicy Jakub Mendry, co spotkało się z krytycznymi uwagi w SLD. Po nieudanych wyborach Krupa został doradcą prezydenta Rafała Bruskiego ds. utworzenia metropolii bydgoskiej. Bez pracy została była asystentka Krupy i radna SLD Magdalena Krysińska. Obecnie pracuje w charakterze asystentki posła PO Zbigniewa Pawłowicza. Koledzy radnej przyznają, że to „niezręczność”.

Magdalena Krysińska do Rady Miasta weszła z listy SLD, ale pracuje u posła PO. - To pewna niezręczność - komentują radni lewicy.  / fot. Anna Kopeć

 

 

Radni lubią politykować

Poczucie obowiązku u radnych jest bardzo zróżnicowane. W mniejszości jest grupa, która na każde obrady przychodzi przygotowana tzn. czyta projekty uchwał i przygotowuje interpelacje. Odrobienie tych lekcji owocuje na sesji. Radnego przygotowanego można poznać po tym, że odzywa się tylko wtedy, gdy ma coś merytorycznego do powiedzenia i wie, jak zagłosować w danych sprawach. Liczniejsza jest grupa radnych słabo lub w ogóle nieprzygotowanych. Ci albo milczą, albo spłycają dyskusję do operowania mniej lub bardziej zgrabnymi bon motami. Często nie mają swojego zdania i przed głosowaniem nerwowo spoglądają w pulpity do głosowania swoich kolegów. Żaden klub nie jest wolny od radnych, których aktywność ogranicza się do podpisania obecności i udziale w głosowaniach.

Bydgoscy radni lubują się w wielkiej polityce i przenoszą na grunt samorządu ogólnopolskie konflikty. Kiedy rozpoczyna się debata na tematy takie, jak in vitro czy przyjęcie uchodźców, kolejka do mównicy liczy nawet kilkanaście osób. Sprawy istotne dla miasta, jak np. przyjęcie planów zagospodarowania przestrzennego takich emocji i zainteresowania już nie wzbudzają. W styczniu radni jednogłośnie przyjęli miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego „Brdyujście–Pilicka”, który skazuje firmę Mar–Rol na zrównanie z ziemią. Kiedy właściciel firmy zorientował się, co jest grane, zaprotestował, a murem za nim stanęli politycy PiS. Wcześniej sami jednak przyklepali te zmiany.

 

Policja na sesji

Pół biedy, kiedy nieprzygotowani radni milczą. Gorzej jest, kiedy odzywają się niepytani i pokrzykują na sali obrad. W tym prym wiodą Bogdan Dzakanowski i Mateusz Zwolak z PO. Pierwszy zabiera głos, bo „musi stać w obronie interesów mieszkańców”. Drugi chce wyręczyć przewodniczącego i uspokoić niezależnego radnego. Z reguły kończy się to eskalacją konfliktu i chaosem. Na ostatniej sesji radny Zwolak kilkadziesiąt razy zwracał uwagę kolegom z rady. – Jak pani wciśnie przycisk i przewodniczący da pani głos, to będzie pani mówić – pouczał radną Szabelską. – Uspokój się Bogdan – karcił Dzakanowskiego. – Proszę przycisk wdusić i głosować – instruował radnego Jarosława Wenderlicha. I tak przez całe obrady.

Do niechlubnej historii przejdzie jednak „wyczyn” Bogdana Dzakanowskiego. Podczas ostatniej sesji dobiegała końca dziewiąta godzina obrad, kiedy radny wszedł na mównicę i poinformował, że dzwoni pod numer 112, po czym wyszedł z sali obrad i zrobił to, co zapowiedział. – Tu Bogdan Dzakanowski, radny miasta Bydgoszczy. Jestem na sesji. Proszę o przybycie i skontrolowanie alkomatem pana prezydenta i radnych, którzy obradują… Tak, Rada Miasta Bydgoszczy, ulica Jezuicka 1… Tak, niestety, moim zdaniem niektóre osoby są pod wpływem alkoholu i innych środków odurzających – wzywał mundurowych.

Policja przyjechała do ratusza po 30 minutach. Prezydent poddał się badaniu alkomatem w swoim gabinecie. Wydmuchał 0,0 promila. Trzeźwy był także przewodniczący Zbigniew Sobociński. – Podejmę wszelkie dostępne kroki prawne, bo to sytuacja niedopuszczalna, aby takie oskarżenia bezpodstawnie kierować pod naszym adresem i ośmieszyć powagę Rady Miasta. Może to niedemokratyczne, ale ja na pytania pana Dzakanowskiego nie będę już odpowiadał dopóki będę prezydentem – skomentował Rafał Bruski.

 

Bogdan Dzakanowski podczas ostatniej sesji wezwał do ratusza policję / fot. Anna Kopeć
Wojciech Bielawa

Wojciech Bielawa Autor

Redaktor prowadzący