Wydarzenia 7 sty 2018 | Marta Kocoń
Najlepsza opiekunka wolontariuszy: Do potrzebujących wysyłamy anioły

Podopieczni Joanny Rusin/Materiały prywatne

– Jako wychowawca robię wszystko, by młodzi, z którymi pracuję, umieli dzielić się z innymi swoją dobrocią – mówi Joanna Rusin, „Bydgoski wolontariusz roku 2017” w kategorii opiekun wolontariatu.

Marta Kocoń: Razem z wychowankami organizujecie występy w szpitalu dziecięcym, macie akcję w domu dziecka. Dlaczego pomagacie właśnie najmłodszym?
Joanna Rusin: Pracujemy nie tylko dla dzieci chorych, tych małych i dużych, ale i dla tych, które pochodzą z rodzin ubogich i zaniedbanych. Pomagaliśmy też osobom starszym z hospicjum, chorym terminalnie, podczas cyklicznych spotkań wg projektu „Niesiemy nadzieję – od nas dla Was”. A dlaczego dzieci? Bo są to osoby najbardziej bezbronne, najbardziej potrzebujące ciepła, troski i zainteresowania. W dzieciach jest też wiele naturalnej wdzięczności za to, co otrzymują, wiele nieudawanej, autentycznej radości. Wychowankowie z bursy, z którymi pracuję na co dzień i włączam do akcji wolontariackich, są zachwyceni otwartością dzieci, tym, że są takie chłonne zabawy i opieki. Młodzież bardzo chętnie pomaga też w nauce, np. w odrabianiu lekcji, podczas spotkań z wychowankami w świetlicy Polanka na bydgoskich Bartodziejach.

Nie trzeba ich do tego namawiać?
Nie musimy robić wśród nich reklamy. Po prostu organizujemy spotkanie, omawiamy, co trzeba, co można by zrobić, ale kiedy o tym rozmawiamy, jest w nich wielki zapał – nie mówią „nie chce nam się”, tylko „pewnie, że tak – robimy!”. W tym roku mamy 176 wychowanków, z czego 42 to aktywni wolontariusze. Myślę, że to o czymś świadczy.
Młodzież bardzo szybko podchwytuje różne formy działań, które im podsuwamy. Szczególnie ostatnie lata pokazały, że jest ona bardzo otwarta na nowe pomysły związane z niesieniem pomocy.

Nie jest łatwo podejść do drugiego człowieka, często się tego boimy. Jak sobie z tym radzą wolontariusze?
Niektórzy mają to w sobie od razu, inni muszą się tego nauczyć. Ale poprzez przykład koleżanek, kolegów, szybko to „łapią”. Nie każdy umie od razu otworzyć się na inną osobę, ale myślę, że młodzież ma w tym większą łatwość, niż dorośli, bo jest bardziej od nich spontaniczna.

Co młodzi zyskują dzięki tym akcjom?
Na pewno atrakcyjnie i bezpiecznie zorganizowany czas – dzięki temu nie mają czasu na głupie myśli, niebezpieczne zabawy... Ważne jest też, że widzą sens w tym, co robią. Bo przecież widzą, że wraz ze swoimi działaniami niosą wielką radość potrzebującym. Od wielu osób, w tym również starszych, doświadczają wdzięczności za samą obecność
– czasami po prostu są przy drugiej osobie – i to wystarczy. Do tego rozwijają swoje umiejętności psychospołeczne, nawiązują kontakty, lepiej poznają się między sobą. Ponieważ angażują się w to wspólnie, uczą się pracy zespołowej. Zdobywają doświadczenie we współpracy z instytucjami samorządowymi, włączają się aktywnie w poszukiwanie sponsorów i darczyńców. Wolontariat w naszej placówce przygotowuje młodzież do aktywnego uczestniczenia w życiu społecznym i obywatelskim, rozwija ich zainteresowania, często pomaga też w wyborze przyszłego zawodu.

Czerpią z tego później? Angażują się społecznie już po opuszczeniu bursy?
Parę osób do tej pory włącza się w nasze przedsięwzięcia. Nie dalej jak 7 grudnia mieliśmy tegoroczną akcję „Anioły do mnie wysyłaj”, wzięła w niej udział np. wolontariuszka, która nie mieszka u nas już od dwóch lat. Pracuje zawodowo, jest mężatką, a nadal nam pomaga. Z wieloma wychowankami mamy kontakt poprzez portale społecznościowe lub telefonicznie. Bardzo chętnie wracają myślami do czasów, kiedy mieszkali w bursie. Często opowiadają, że wykorzystują umiejętności i doświadczenia, które zdobyli podczas pobytu w naszej placówce. Może nie wszyscy, bo w codziennym życiu trudno oczekiwać od każdego, by znalazł czas, ale wiele osób nadal się angażuje lub wspiera nasze akcje. Są też i tacy, którzy samodzielnie działają na rzecz potrzebujących, podejmując własne inicjatywy i realizując się społecznie.

Dlaczego wybiera Pani taką formę pracy z młodymi? Wymaga to od Pani czasu, siły...
Będąc wychowawcą, robię wszystko, by młode osoby, z którymi pracuję umiały dzielić się z innymi swoją dobrocią, by czuły potrzebę ofiarowania serca ludziom, którzy go oczekują. Kiedy tak się dzieje, przynosi mi to olbrzymią satysfakcję. Zawsze mówię, że dobro wraca. Kiedy pomagamy, to zmieniamy na lepsze czyjś świat.
Wiadomo, że potrzebny jest czas, większe nakłady energii, ale to, co osiągamy wspólnie z zespołem wychowawców i z wolontariuszami, jest ponad wszystkie „trudności”.

Któraś akcja jest Pani najbliższa?
„Anioły do mnie wysyłaj” – ta ma dla mnie szczególne znaczenie. Phil Bosmans napisał, że „Ciągle istnieją wśród nas anioły”. Nasi wolontariusze to właśnie takie anioły, które wysyłamy tam, gdzie są ci, którym możemy dać kawałek siebie. Stąd też ta nazwa.
Rok w rok organizujemy tę akcję dla dzieci i młodzieży przewlekle chorej z Zespołu Szkół nr 33 w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym. W tym roku odbyła się już jej osiemnasta edycja. Mimo że finał jest zawsze w okolicy mikołajek, to przygotowania trwają znacznie dłużej, zaczynamy pod koniec września, szukamy sponsorów, przygotowujemy występy wokalne i przedstawienie teatralne. Przy organizacji uroczystości pomaga nam wiele osób i instytucji, ludzi o wielkich i wrażliwych sercach. Naszym spotkaniom w szpitalu towarzyszą bardzo pozytywne emocje. Zarówno dzieci, jak i dyrekcja szkoły wraz z nauczycielami oraz personel szpitalny zawsze podejmują nas z wielką życzliwością i otwartością. A to bardzo wzmacnia i daje jeszcze więcej energii i ochoty do dalszych działań. Uśmiech dzieci i satysfakcja wolontariuszy – to dla mnie największa, bezcenna nagroda.


Joanna Rusin - wychowawczyni w Bursie nr 1  im. Małgorzaty Szułczyńskiej; na początku grudnia
otrzymała w ratuszu tytuł „Bydgoski wolontariusz roku 2017”, w kategorii opiekun wolontariatu.

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji