PiS prze do wyborów. Zlecił druk kart do głosowania
Jacek Sasin/flickr
Jednym z pomysłów, który wzbudza ogromne kontrowersje w społeczeństwie, jest przeprowadzenie wyborów prezydenckich korespondencyjnie. Główny ciężar spocząłby więc na Poczcie Polskiej, której kierownictwo zaczyna przypominać sztab organizacji wojskowej.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
Poczta Polska może w najbliższych wyborach prezydenckich odegrać najważniejszą rolę w swojej historii. Przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych niesie za sobą wielkie ryzyko. I tak naprawdę najmniej chodzi tu o możliwość rozprzestrzenienia się koronawirusa za sprawą dostarczanych przez listonoszy pakietów wyborczych. Przecież przez cały okres pandemii działały firmy kurierskie, pracowali listonosze, przesyłki nadawano i odbierano bez żadnego problemu. Wystarczy wdrożyć odpowiednie środki ostrożności. W sukurs piewcom przeprowadzenia w tym trybie wyborów przyszła nawet przedstawicielka Światowej Organizacji Zdrowia.
- Jak wiemy, ten wirus rozprzestrzenia się między ludźmi przez kropelki oddechowe lub czasami przez kropelki oddechowe, które są w stanie skazić powierzchnie. Ale opierając się na tym, co wiemy, ryzyko skażenia przesyłki komercyjnej albo listu jest stosunkowo niskie - powiedziała brytyjska ekspertka WHO dr Catherine Smallwood w trakcie videokonferencji WHO Europe. - Po drugie, ponieważ zwykle listy idą kilka dni, ryzyko, że wirus przez ten czas, w różnych temperaturach, w systemie pocztowym pozostanie na powierzchni w formie aktywnej, jest również bardzo niskie. Ogólnie rzecz biorąc oceniamy to ryzyko jako niskie - dodała.
Problem leży zupełnie gdzie indziej. Na chwilę obecną ustawa o głosowaniu korespondencyjnym znajduje się w kontrolowanym przez opozycję Senacie. Przypuszcza się, że z Senatu „wyjdzie” dopiero 6 maja, czyli na cztery dni przed planowanymi wyborami. A to nie daje nawet iluzorycznych szans na odpowiednie przygotowanie się jakiejkolwiek instytucji do przeprowadzenia wyborów. Pamiętać należy również, że bierne prawo wyborcze posiadają także osoby zamieszkujące od wielu lat za granicą. Liczna Polonia znajduje się choćby w Niemczech, Holandii, Anglii czy Ameryce. W jaki sposób Poczta Polska zapewni im możliwość oddania swojego głosu? Na razie polskie ambasady zaczynają rejestrację do głosowania osobistego w lokalu wyborczym. Nasuwa się więc pytanie. Skoro za granicą można głosować bezpośrednio to dlaczego w Polsce już nie? Dywagacje na temat za i przeciw można ciągnąć bez końca. Pamiętać należy, że priorytetem musi być zdrowie Polaków.
Kolejne pytania to, to w jaki sposób ten głos będzie oddany? Czy po wypełnieniu oddamy kartę listonoszowi, a może sami ją odeślemy? Jak zachować obowiązek tajności głosowania? Z tego co udało się ustalić do skrzynek pocztowych mają zostać dostarczone odpowiednie pakiety, zawierajace kartę do głosowania, oświadczenie o osobistym i tajnym oddaniu głosu, kopertę na kartę do głosowania oraz kopertę zwrotną. Wypełnione karty trzeba będzie w zaklejonej kopercie wsadzić do specjalnych skrzynek. Tyle wiadomo. Cała reszta, czyli jakie to będą skrzynki, gdzie będą stały, kto będzie ich pilnował i kto zagwarantuje bezpieczeństwo naszym głosom, pozostają w sferze domysłów.
Dzieki śledztwu dziennikarzy Onet.pl wiemy także, że jak na razie drukują się już pakiety wyborcze, a do włodarzy miast i wsi wysłano prośbę o przekazanie danych mieszkańców, by móc sporządzić odpowiednie listy. Nic to, że w świetle prawa Poczta Polska tym ruchem nie tyle łamie prawo, co zwyczajnie działa bezprawnie, czyli bez odpowiedniego umocowania prawnego, gdyż ustawa, jak już nadmieniliśmy, leży w Senacie.
Minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin, który powoli staje się twarzą mającej nadejsć kompromitacji pod nazwą „Wybory prezydenckie 2020” oraz rzecznik sztabu wyborczego Andrzeja Dudy - Adam Bielan - stwierdzili, że 30 milionów kart wyborczych miała drukować państwowa spółka Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Ponownie dzięki ustaleniom dziennikarzy Onetu wiemy, że faktycznie karty się drukują, jednak nie w PWPW, a w brodnickiej prywatnej spółce Samindruk, która podlega pod berlińską firmę Gather Druck und Vertrieb GmbH. Według ich ustaleń zlecenie zostało przeprowadzone bez zwyczajowego w takim przypadku przetargu. To oczywiście jest możliwe. Dziwi jednakże zlecenie druku do spółki z niemieckim kapitałem zamiast umożliwienie wykonania takiego zlecenie jednej z większych polskich drukarni. Wszakże rząd powinien dbać o polskie przedsiębiorstwa.
Piotr Müller, rzecznik rządu, próbuje ratować sytuację. Podczas wywiadu dla Radia Zet stwierdził, że może brodnicka spółka jest jedynie podwykonawcą. Z pewnością jednak stwierdzić tego nie może.