Do zobaczenia, Mieciu! Wspominali Mieczysława Franaszka [ZDJĘCIA]
fot. Jacek Kargól
Jubileusz 50-lecia pracy scenicznej Mieczysława Franaszka pt. „To tylko chwila” odbył się w czwartek (29 sierpnia) w bydgoskiej Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego. Zmarłego pod koniec lipca aktora wspominali: Wojciech Banach, Małgorzata Grajewska, Jan Kaja, Maciej Krzyżan, Zdzisław Pruss, Kazimierz Rink, Bartłomiej Siwiec, Grzegorz J. Grzmot-Bilski, Jacek Soliński, Hanna Strychalska, Jan Wach, Roma Warmus, Krystyna Wulert i Jerzy Zegarliński.
Inne z kategorii
Bydgoszcz Music Summit 2024 w Miejskim Centrum Kultury
Wyjątkowy koncert patriotyczny jutro w Bydgoszczy – hołd dla bohaterów i historii
Przy tej okazji publikujemy wspomnienie o Mieczysławie Franaszku autorstwa Jarosława Jakubowskiego, które ukazało się w papierowym wydaniu „Tygodnika Bydgoskiego” (8 sierpnia 2019 r.):
Mieczysława Franaszka zobaczyłem po raz pierwszy na scenie kilkanaście lat temu w tytułowej roli spektaklu „Ja, Feuerbach”. Dużą scenę Teatru Polskiego w Bydgoszczy zaadaptowano w ten sposób, że widzów usadzono po przeciwnej stronie, z perspektywą na opustoszałą widownię. Franaszek był idealnie skrojony do tej postaci, tak jak Feuerbach przychodził do teatru i zadawał – niby oczywiste – ale rzadko stawiane pytania. Po co jestem na scenie? Dlaczego wykonuję zawód aktora? Co chcę dać publiczności?
Później widywałem go wielokrotnie – i za dyrekcji Adama Orzechowskiego, i Pawła Łysaka, i Pawła Wodzińskiego. Mieczysław wyróżniał się kunsztem scenicznym, doskonałą techniką, modulacją i emisją głosu, nienaganną dykcją. Stara, dobra szkoła aktorska z Krakowa rodem. Jak na „krakusa” z pochodzenia przystało, był Mieczysław człowiekiem pozbawionym zwykłego nam pośpiechu, dokładnym w tym, co robił, a przy tym jakoś delikatnym i serdecznym.
Wiele ostatnich lat, chyba mniej więcej od 2007 roku, miejscem, w którym można go było ujrzeć i usłyszeć najczęściej, była Galeria Autorska Jana Kaji i Jacka Solińskiego. Najpierw jeszcze pod poprzednim adresem – na rogu Pomorskiej i Cieszkowskiego – a później już w piwnicy przy Chocimskiej 5, gdzie Mieczysław występował właściwie do ostatnich dni. Nie zliczę wieczorów, podczas których prezentował teksty poetyckie, prozatorskie, eseistyczne i dramatyczne. Za każdym razem był doskonale przygotowany, z zaznaczonymi fragmentami do odczytania, a cytaty zwykle łączyły się w jakąś całość, opowieść. Nikt tak jak on nie potrafił interpretować naszych wierszy. Naszych – poetów związanych z Bydgoszczą i okolicami. Z czasem po prostu przyzwyczailiśmy się do faktu, że to Mieczysław czyta naszą poezję, a nam pozostaje zaprezentować coś własnym głosem w ramach wisienki na torcie. Franaszek był aktorem niezwykle otwartym na partnerów scenicznych, pamiętam jego niezrównane duety z Alicją Mozgą, i na scenie Teatru Polskiego, i w Galerii Autorskiej. W ostatnich latach stworzył wspaniałe trio wespół z Romą Warmus i… Jankiem Kają, który był chyba jego ostatnim wielkim odkryciem aktorskim. Długo przygotowywali się do występów i za każdym razem zaskakiwali konwencją, przy czym Janek – niezawodowy przecież aktor – imponował mi rzadko spotykaną vis comica, przywodzącą na myśl Bustera Keatona.
Pokazywał też Mieczysław własne monodramy oparte na tekstach takich autorów, jak choćby Krzysztof Varga. Niesamowity był występ w Salonie Hoffman parę lat temu, kiedy aktor na naszych oczach przeistaczał się z postaci w postać, każdą nasycając prawdą. Bo Franaszkowi na scenie po prostu się wierzyło. Nie było w jego grze krztyny zgrywy. Do swego fachu podchodził poważnie i utyskiwał niekiedy na młode aktorskie pokolenie, które rolę przygotowuje „na kolanie”, a przed wejściem na scenę zamiast szukać skupienia, wlepia wzrok w smartfony.
Musimy też pamiętać o Mieczysławie-pedagogu, wychowawcy studentów Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Przygotował z nimi kilka dyplomowych spektakli prezentowanych między innymi w Galerii Autorskiej, która za jego sprawą wyrosła na ważne miejsce na mapie teatralnej Polski. Miałem to szczęście usłyszeć własne teksty w interpretacji czy to samego Mieczysława, czy w wykonaniu jego uczniów.
Trzecią pasja Franaszka były podróże i nieodłączna od nich fotografia. Ze swoich wojaży, zwykle po egzotycznych i mało uczęszczanych turystycznie krajach, przywoził reportaże pełne barw, krajobrazów i twarzy, a potem pokazywał je – a jakże – w galeryjnej piwnicy, choć nie tylko, bo wystaw miał w ostatnim czasie naprawdę sporo.
Trudno zliczyć wszystkie aktywności Mieczysława, boć widywaliśmy go i w Filharmonii Pomorskiej, gdzie prezentował teksty wprowadzające lub dopełniające koncerty, i na ulicach Bydgoszczy, gdzie wcielał się na przykład w Ignacego Jana Paderewskiego podczas listopadowego święta niepodległości, i w urzędzie wojewódzkim, do którego ściągałem go po to, żeby ożywić szacowne mury poezją. W tymże urzędzie, w październiku 2018 roku Mieczysław odebrał z rąk wojewody Mikołaja Bogdanowicza Srebrny Medal Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”, nadany w uznaniu zasług przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotra Glińskiego. Mieczysław był ogromnie wzruszony, po krótkim pokazie fragmentu filmu „Bohater roku” z jego udziałem (w roli tytułowej) bardzo przejęty mówił o fenomenie aktorstwa, które – mimo że tak przecież ulotne – pozwala zatrzymać czas, bo człowiek widzi siebie na zdjęciach czy filmach sprzed wielu lat i wtedy dostrzega, że to wszystko składa się w jakąś całość.
Miałem wiele dłuższych i krótszych spotkań i rozmów z Mieczysławem Franaszkiem. Ale najbardziej chyba zapamiętam nasz wspólny pobyt na festiwalu poetyckim w Sieradzu wiosną 2018 roku. Dużo chodziliśmy po mieście, rozmawiając. W dzień wyjazdu zrobiliśmy sobie dłuższy spacer. Potem wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Bydgoszczy. Na Jasną, gdzie Mieczysław miał swój przystanek. Jak się okazało, ostatni w jego życiu.
Na koniec pozwolę sobie zamieścić wiersz, zadedykowany Mieczysławowi, napisany prawie równo rok temu. Cóż więcej powiedzieć, do zobaczenia Mieciu!
NIE STRZELAĆ DO AKTORA
Mieczysławowi Franaszkowi z przyjaźnią
Na początku było, co było.
Od słowa do słowa stał się język.
Język rozmnożył się, ale pozostał
spragniony śpiewu.
Wtedy zza kulis wszedł Aktor
i stała się mowa, a słowo
wróciło do początku, gdy było
samą barwą, melodią i rytmem.
Nie wypędzajcie z miasta komediantów,
kuglarzy, magików. Pozwólcie im mówić
głosami, językami, niech śpiewają
w ciemności, przy ogniu.
23 sierpnia 2018 roku