Opinie 6 mar 2017 | Redaktor

Stowarzyszenie „Ster na demokrację” postanowiło postawić w Bydgoszczy Władysławowi Bartoszewskiemu pomnik, a właściwie ławeczkę, na której obok byłego ministra spraw zagranicznych będzie można sobie przycupnąć.

      

Maciej Eckardt

felietonista

"Tygodnika Bydgoskiego"

Wiele wskazuje na to, że w realiach trwającej wojny polsko-polskiej pomnik ten może stać się maczugą, którą okładać się będą polityczne plemiona. 

Wszystko dlatego, że pomniki w Polsce udanie weszły do arsenału politycznego. Zdolność do ogniskowania uwagi oraz możliwości mobilizowania bitnego „żołnierza”, jakie towarzyszą ich powstawaniu, sprawiają, że po broń tę chętnie sięgają politycy oraz środowiska mające do wyrównania jakieś rachunki. Polską świecką tradycją stało się, że pomniki buduje się najczęściej nie komuś, ale przeciw komuś.

 Nie inaczej jest w przypadku mającego powstać pomnika Władysława Bartoszewskiego, którego inicjatorem jest stowarzyszenie wyrosłe na ostrej opozycji do rządu. To skłania do wniosku, że pomnik ten z pewnością nie będzie łączył. Także dlatego, że sam Władysław Bartoszewski, należąc do rzadkiego dzisiaj gatunku ludzi dobrze przyprawionych, swoimi wypowiedziami wielokrotnie sytuował się w centrum politycznego sporu, który – jak na Polskę przystało – przypomina ogólne mordobicie.

Pomysłodawcy nie kryją zresztą, że pomysł na „ławeczkę prof. Władysława Bartoszewskiego” jest odpowiedzią na to, co się w polityce dzieje i przypominają znane słowa Bartoszewskiego, że: „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”. Tyle że nie te oczywiste skądinąd słowa, a raczej „dyplomatołki”, „frustraci” czy „dewianci polityczni” będą mu bardziej zapamiętane przez polityczną konkurencję, która – co nie nie będzie dziwić – uznać może pomnik za prowokację.

Dlatego wolę pomniki stawiane postaciom, które zdążyła pokryć patyna historii, dająca pożądany dystans i studząca emocje. Choć przyznać muszę, że w polskich warunkach jest to niesłychanie trudne. Wiatry historii, które przez ostatnie kilkadziesiąt lat u nas hulały, sprawiają, że do pomników mamy stosunek szczególny, jako do synonimów walki z kagańcem nakładanym przez władze na pamięć historyczną. Dlatego dzisiaj niektóre pomniki demontujemy, a inne stawiamy, dokonując rozrachunków z przeszłością, których wcześniej nie udało się zamknąć.

 Pomnik Władysława Bartoszewskiego nie będzie jednak odwołaniem do przeszłości, lecz do teraźniejszości. A ta jaka jest, każdy widzi. Kwestią czasu pozostaje więc, kiedy naprzeciw siebie staną zwolennicy mostu im. Lecha Kaczyńskiego i ławeczki Bartoszewskiego, reprezentujący tak naprawdę postacie, których próżno szukać na kartach historii Bydgoszczy. Historii, którą codziennie tworzymy, i której niemymi świadkami pozostaną właśnie pomniki. I to one, choć nieme, bardzo wiele powiedzą potomnym o nas – dzisiejszych bydgoszczanach.

 

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor