Jak Kreml „pożyczał” papieża. Bydgoscy naukowcy o tym, jak rosyjska propaganda wykorzystywała Franciszka
fot. East News
Autorami publikacji, która ukazała się w prestiżowym czasopiśmie Pastoral Psychology (Springer), są naukowcy z Bydgoszczy (Łukasz Jureńczyk, Aneta Baranowska i Marcin Wałdoch). Analizują oni, jak rosyjskie media przez lata wykorzystywały i zniekształcały wypowiedzi papieża Franciszka, by usprawiedliwiać agresję na Ukrainę i podważać wiarygodność Zachodu
Inne z kategorii
Relatywizm nie jest teorią lecz stanem ducha [OPINIA]
Czy Europa zdoła przetrwać bez filozofii?
Rosyjska propaganda
potrafiła zrobić z papieża Franciszka wygodnego świadka w swojej narracji o „wojnie obronnej”, „pokoju ponad wszystko” i „upadłym Zachodzie”. Najnowsza analiza naukowców pokazuje, jak Kreml przez lata selektywnie cytował i przeinaczał papieskie wypowiedzi, by wzmocnić własny przekaz.
Autorzy — badacze z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy — wzięli pod lupę trzy głośne przypadki: reakcję Franciszka na śmierć Darii Duginy, jego niefortunne słowa o okrucieństwie Buriatów i Czeczenów oraz kontrowersyjną metaforę „białej flagi”, którą papież użył w jednym z wywiadów.
W każdym z tych momentów
rosyjskie media państwowe
— od agencji RIA Nowosti po kanały Telegramu powiązane z ministerstwem obrony — wykorzystały papieskie słowa jako „dowód” na poparcie dla Moskwy. Zniknął kontekst, pozostał cytat, który dało się wpisać w tezę: Watykan rozumie Rosję, a Zachód jest obłudny.
W pierwszym przypadku współczucie papieża wobec śmierci młodej kobiety zostało natychmiast przetłumaczone na język propagandy jako „modlitwa za męczennicę rosyjskiej prawdy”. W drugim — słowa o brutalności żołnierzy z peryferii imperium posłużyły do oskarżeń o rusofobię i katolicką pogardę wobec „rosyjskiego świata”. W trzecim — metafora „białej flagi”, która miała oznaczać gotowość do dialogu, została przedstawiona jako wezwanie do kapitulacji Ukrainy.
Mechanizm był zawsze ten sam: amputowanie kontekstu, emocjonalne kadrowanie i whataboutism — odwracanie uwagi od agresora pytaniem: „A co z Zachodem?”. Rosyjskie media budowały w ten sposób obraz papieża jako proroka pokoju, który w istocie „rozumie Rosję”, ale którego wypowiedzi są rzekomo zniekształcane przez „antyrosyjskie elity” w Europie.
Badacze podkreślają, że sam
Franciszek — dziś już nieżyjący
— nie był w tej grze świadomym uczestnikiem. Jego pacyfistyczny język, nacechowany moralnym uniwersalizmem, stawał się jednak łatwym celem manipulacji. „Rosyjska propaganda nie musiała papieża cytować dokładnie. Wystarczyło, że cytowała go wystarczająco długo” — piszą autorzy.
Z analizy wynika też, że Watykan, mimo prób doprecyzowania przekazu, nie potrafił skutecznie przeciwdziałać medialnym zniekształceniom. W epoce wojny informacyjnej nawet papieskie słowa przestają należeć do papieża — mogą zostać „pożyczone” i wplecione w zupełnie inną narrację.
Wnioski badaczy mają wymiar praktyczny. Wskazują, że Kościół i media katolickie muszą dziś dbać o
precyzję i kontekst w przekazie,
jeśli nie chcą stać się narzędziem w cudzej wojnie propagandowej. W świecie, gdzie granica między komunikacją a manipulacją praktycznie się zatarła, prawda wymaga nie tylko dobrej woli, ale i świadomości, że każde słowo może zostać użyte przeciwko intencji mówiącego.
opr. wł.