Życie w Kijowie w cieniu gróźb rosyjskiej inwazji; UE chce odstraszyć Rosję sankcjami
Fot. PAP - kadr z filmu
Choć na ulicach Kijowa nie widać przygotowań do wojny, mieszkańcy miasta, z którymi rozmawiał reporter PAP, zgodnie przyznają, że sytuacja jest napięta. Europosłowie, którzy udali się na Ukrainę, by w „godzinie niepewności” okazać solidarność z tym krajem, przekonują, że w razie rosyjskiej inwazji Unia Europejska jest gotowa zastosować „bezprecedensowe sankcje”.
Inne z kategorii
Pijany kierowca BMW staranował ludzi na chodniku. Makabra w Słupsku
Pociągiem za złotówkę - PKP robi prezent na dzień seniora
Obecny kryzys wokół Ukrainy został sprowokowany przez działania Rosji, która zgromadziła wojska przy granicach z Ukrainą. W celu destabilizacji swojego zachodniego sąsiada Moskwa wykorzystuje też ataki hybrydowe, w tym dezinformację i ataki cybernetyczne, na ukraińskie instytucje rządowe.
Dima, który pracuje w Kijowie jako dostawca jedzenia, wskazuje na protest, który ma miejsce nieopodal na Planu Niepodległości. „Tu chodzi o pieniądze” - wyjaśnia. „Z kolei na granicy mamy rosyjskie wojsko. Nasz prezydent podjął właśnie decyzję o zwiększeniu liczebności armii do 100 tys. żołnierzy. Możliwe, że jutro zostanę wcielony do wojska, ale nie boję się, bo bardzo kocham swój kraj” - podkreśla.
Nadia, która mieszka w Kijowie z kilkuletnią córką, przyznaje, że żyje w ciągłym strachu. „Martwię się o siebie, o moją córkę, o moją rodzinę. Zewsząd słyszę, że sytuacja jest bardzo poważna. Dużo czytam, o tym jak powinniśmy się zachować, gdy coś się wydarzy, co powiedzieć naszym dzieciom, co ze sobą zabrać” - wyjaśnia kobieta. „Stresuje mnie to, ponieważ nie wiem, co stanie się jutro, a jeśli coś się stanie, co powinnam zrobić, gdzie powinnam się udać ze swoją córką, gdzie powinnyśmy uciekać . Przede wszystkim nie wiem, czy coś się stanie, czy nie. Czuję ciągły niepokój, wciąż o tym myślę” – wyznaje.
Nadia zaznacza, że ludzie, których mija, mają plan na wypadek rosyjskiej inwazji, kupują różne produkty na zapas, gdyby nagle musieli uciekać z Ukrainy.
„Mam dużo zapasów na nadzwyczajną sytuację” – przyznaje. „ Mam walizkę awaryjną, mam butlę z gazem do gotowania, mam pełen bak paliwa, więc wiem, że w razie niebezpieczeństwa mogę przejechać 400 km. Nie wiem jeszcze, gdzie wyjadę, ale obawiam się, że w Kijowie może być zbyt niebezpiecznie, gdy coś się wydarzy” – wyjaśnia.
Katerina, którą spotykamy w okolicy Majdanu, wyjaśnia, że w obecnej sytuacji znajduje oparcie w wierze. „Nie boje się, ponieważ kocham Boga a on mnie, jeśli kochasz Boga nie musisz się niczego bać” – przekonuje. „Sytuacja jest zła, to prawda, ale jeżeli będziemy się bać, będzie jeszcze gorzej, musimy zachować spokój i wrócić do naszych zajęć, żeby móc rozwijać naszą gospodarkę, naszą politykę i inne sfery naszego życia” - podkreśla.
Unia Europejska i kilka krajów Zachodu zadeklarowały wsparcie dla Ukrainy po nagromadzeniu przez Rosję wojsk przy ukraińskiej granicy. We wtorek wizytę w Kijowie złożył premier Mateusz Morawiecki. Z wizytą na Ukrainę udała się w tym tygodniu również specjalna delegacja Parlamentu Europejskiego, deklarując, że w razie rosyjskiej inwazji UE jest gotowa zastosować „bezprecedensowe sankcje”.
„Pracujemy nad bardzo ostrymi sankcjami. Obecnie trwają rozmowy na ten temat w Unii Europejskiej i z naszymi partnerami. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale to będzie bezprecedensowe. Żadna agresja wojskowa nie jest warta tego rodzaju kosztów” – podkreśla w rozmowie z PAP przewodnicząca Podkomisji Bezpieczeństwa i Obrony europarlamentu Nathalie Loiseau. „Rosyjskie społeczeństwo z pewnością nie odczuwa agresji w stosunku do Ukraińców. Słyszymy również, że Ukraina nie chce wojny. Jest jeszcze czas, by zatrzymać to agresywne zachowanie i zastraszenie” – dodaje.
kic/
Źródło informacji: EuroPAP News