Wydarzenia 1 lis 2017 | Redaktor
Świętość wymaga stałego wysiłku

„Wszyscy święci” Albrechta Dürera z ołtarza w Landau (1511 rok)/ fot. wikipedia

Nie tak dawno pisałem o przysłowiu „po Bożym Ciele cisza w Kościele”. Przysłowia ludowe mają swoją mądrość i wyrażają pewne reguły, ale przecież, jak mówili mądrzy rzymianie, „nulla regula sine exceptione”, nie ma reguły bez wyjątków. Bo choć ucichły obchody wielkich tajemnic Wcielenia i Odkupienia, to bardziej widoczny jest w tym okresie inny cykl kalendarza Kościoła, wyznaczony wspomnieniami świętych, którzy na ziemi wiedli życie heroiczne, a dziś żyją w chwale nieba.

Zwłaszcza teraz, kiedy jesienią widzimy zamieranie całej przyrody, co zawsze kojarzy się człowiekowi z przemijaniem, Kościół kieruje nasze myśli ku sprawom ostatecznym i ku życiu wiecznemu, które jest udziałem świętych. Ks. Piotr Skarga pisał w „Żywotach świętych”: „Żaden dzień nie jest wolny od kłopotu; każdy przynosi nam nową troskę, nowe utrapienia, pęta duszę naszą i ciągnie ją do ziemi. Ale na straży każdego dnia stoi Święty i woła: »Synu Ojca niebieskiego, bracie Chrystusa, odkupiony krwią Jego, ubłogosławiony przez Ducha świętego! ziemia nie jest twoim ostatecznym celem i nie zaspokoi tęsknoty ducha twego, bowiem przeznaczeniem twem jest Niebo; masz być świętobliwym i zbawionym, i to świętobliwym tutaj na ziemi, a zbawionym w wieczności!«”.

Jest więc wielka mądrość Kościoła w tych jesiennych świętach, które mówią nam o ostatecznym celu. Nieprzypadkowo właśnie wśród tych jesiennych szarug obchodzimy święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. W listopadzie będziemy przeżywać święto Chrystusa Króla (wg dawnego kalendarza w ostatnią niedzielę października), a w kolejne listopadowe niedziele czytania biblijne będą dotyczyć apokaliptycznych wizji końca świata.

Życie w rodzinie Boga

Jedenaście lat temu w homilii na dzień Wszystkich Świętych papież Benedykt XVI przypominał św. Bernarda. „Ale «czemu służy nasze oddawanie chwały świętym, nasza danina chwały, i czemu służy ta nasza uroczystość?» Od tego pytania zaczyna się słynna homilia św. Bernarda na dzień Wszystkich Świętych. To pytanie możemy sobie postawić również dzisiaj. Aktualna jest też odpowiedź, jaką daje nam ten święty: «Nasi święci — jak mówi — nie potrzebują naszych honorów, a nasz kult niczego im nie przydaje. Ze swej strony muszę wyznać, że kiedy myślę o świętych, rozpalają się we mnie wielkie pragnienia». Taki jest zatem sens dzisiejszej uroczystości: patrząc na świetlany przykład świętych, mamy rozbudzić w sobie wielkie pragnienie, by być jak święci — szczęśliwi, że żyjemy blisko Boga, w Jego świetle, w wielkiej rodzinie przyjaciół Boga. Być świętym znaczy żyć blisko Boga, żyć w Jego rodzinie”.

Mówi się często o bardzo radykalnym rozróżnieniu tych dwóch świąt przypadających na początku listopada – Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. Takie rozróżnienie Kościół podkreśla choćby kolorem szat liturgicznych. We Wszystkich Świętych, dzieląc ze świętymi radość nieba, liturgia używa koloru białego, zaś dzień później, wspominając wiernych zmarłych, używała tradycyjnie szat czarnych, które mówią nie tylko o żałobie ale i powadze śmierci, która dotknęła już naszych bliskich, a wszystkich nas czeka przed spotkaniem z Panem. Dziś w liturgii zreformowanej preferuje się tego dnia fiolet, oznaczający pokutę, ale majestatycznej czerni nadal można używać, który to zwyczaj w moim przekonaniu warto przywracać.

W bieli i w czerni

Pomimo wszystkich rozróżnień, nieprzypadkowo te dwa dni liturgiczne są blisko siebie, dzień po dniu, jeden w bieli, drugi w czerni. Jeden z nich mówi o świętości, drugi o śmierci. Prawdą jest, że nie ma innej drogi do świętości jak przez trudy ziemskiego życia. Tak o tym mówił we wspomnianej homilii papież Benedykt: „Świętość wymaga stałego wysiłku, ale jest możliwa dla wszystkich, ponieważ bardziej niż dziełem człowieka jest przede wszystkim darem Boga, po trzykroć Świętego (por. Iz 6, 3). (…) Im bardziej zatem naśladujemy Jezusa i pozostajemy z Nim złączeni, tym głębiej wchodzimy w misterium świętości Bożej. Odkrywamy, że miłuje nas nieskończenie, a to z kolei skłania nas do miłowania braci. Miłość zakłada zawsze wyrzeczenie się siebie, «stracenie samego siebie», i w ten sposób czyni nas szczęśliwymi”.

Z drugiej jednak strony świętość jako bliskość Boga osiąga swą pełnię dopiero po tamtej stronie. Tam będziemy w pełni z Nim zjednoczeni, w pełni szczęśliwi, ale pod jednym warunkiem. Że będziemy „czystego serca”. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5, 8). A co się stanie z tymi, którzy nie osiągnęli owego czystego serca?

Możemy o tym przeczytać w Katechizmie: „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba (…). To końcowe oczyszczenie wybranych, które jest czymś całkowicie innym niż kara potępionych, Kościół nazywa czyśćcem”. Św. Grzegorz Wielki pisał: „Co do pewnych win lekkich trzeba wierzyć, że jeszcze przed sądem istnieje ogień oczyszczający, według słów Tego, który jest prawdą. Powiedział On, że jeśli ktoś wypowie bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu, nie zostanie mu to odpuszczone ani w tym życiu, ani w przyszłym (Mt 12, 32). Można z tego wnioskować, że niektóre winy mogą być odpuszczone w tym życiu, a niektóre z nich w życiu przyszłym”.

Wspaniałość Bożego miłosierdzia

Warto przypominać prawdę o czyśćcu, zwłaszcza dziś, gdy tyle się mówi o Bożym miłosierdziu. Czyściec bowiem jest właśnie wyrazem miłosierdzia Bożego. Bóg w swojej dobroci, jeszcze po śmierci, daje człowiekowi, który wprawdzie umarł w stanie łaski uświęcającej, ale nie odpokutował swoich win na ziemi i nie oczyścił dostatecznie swego serca, niejako drugą szansę. Miłosierdzie Boże ukazuje się poprzez czyściec w ten sposób, że nawet po śmierci Bóg daje duszom tych, którzy zmarli w stanie Jego łaski, środki, by mogli osiągnąć tę „czystość serca”, która pozwoli im Boga oglądać.

Ale wspaniałość Bożego miłosierdzia na tym się nie kończy. Pan Bóg pozwala bowiem ludziom nie tylko tu na ziemi, ale i ponad barierą śmierci, nieść sobie wzajemną pomoc. „Kary ponoszone w czyśćcu są uzupełnieniem pokuty [tj. kary doczesnej], jakiej nie dokonano całkowicie na tym świecie. A ponieważ (…) dobre uczynki jednych mogą służyć pomocą bliźnim: żyjącym czy zmarłym i zadośćuczynić za nich, dlatego nie ma wątpliwości, że dobre uczynki spełniane przez żywych mogą nieść pomoc duszom w czyśćcu” - nauczał największy z doktorów Kościoła, św. Tomasz z Akwinu, zwany dlatego Doktorem Powszechnym.

Los naszych najbliższych, którzy już odeszli, nie jest nam znany. Ufamy, że dzięki Bożej łasce uniknęli bram piekła. Jednak byłoby z całą pewnością zbyt śmiałym założenie, że większość z nas tu na ziemi osiąga czystość serca pozwalającą „oglądać Boga”. Prawdopodobnie niemal wszyscy – my i nasi bliscy – będziemy musieli przejść przez ogień czyśćca. W każdym razie jest rzeczą dobrą to zakładać i ofiarowywać modlitwy, posty, dobre uczynki, Msze święte, za dusze tych, którzy już odeszli.

„Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci”. Tę antyfonę, od niepamiętnych czasów rozpoczynającą w mszale rzymskim Mszę świętą żałobną, właśnie z tej racji zwaną „Requiem”, powtarzajmy i w naszych prywatnych modlitwach, bo „święta i zbawienna jest myśl, aby modlić się za umarłych, aby byli od grzechów rozwiązani” (2 Mach 12,46).

Maksymilian Powęski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor