Abby Johnson: W łonach matek są dzieci, od samego momentu poczęcia
fot. Anna Kopeć
Nie możemy iść na kompromis, gdy chodzi o niewinne życie, o życie. Cała idea bycia „za wyborem” opiera się na kłamstwie – mówiła w Bydgoszczy Abby Johnson. Była dyrektorka kliniki aborcyjnej, bohaterka filmu „Nieplanowane”, od naszego miasta rozpoczęła swoją wizytę w Polsce.
Inne z kategorii
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
Bohaterowie Solidarności. Walka o dziedzictwo polskie, która się nie skończyła [KOMENTARZ, WIDEO]
Johnson była dyrektorką kliniki aborcyjnej sieci Planned Parenthood. Radykalnie zmieniła swoje życie po tym, jak podczas asystowania przy aborcji na ekranie USG zobaczyła dziecko uciekające przed narzędziami lekarza.
O swoich przeżyciach opowiedziała 11 lutego, w kościele pw. św. Marka Ewangelisty w Fordonie.
– Wychowałam się w chrześcijańskim domu, ale nie rozmawialiśmy o aborcji. Myślę, że rodzice uważali, że aborcja jest czymś, co nigdy nie wydarzy się w naszej rodzinie i nie chcieli o czymś tak trudnym rozmawiać – zaczęła swoją historię.
Poddała się jednak dwóm aborcjom – pierwszej, gdy była jeszcze w college'u. – Mój chłopak w tamtym czasie zawoził do klinik aborcyjnych również inne swoje dziewczyny – wspominała. O tym, że nie ma czym się martwić, przekonywała ją wówczas pracowniczka kliniki, która sama miała aż dziewięć aborcji...
Jakiś czas później Johnson na kampusie uczelni spotkała wolontariuszkę Planned Parenthood. – Zaczęła mi mówić o wszystkich strasznych rzeczach, które mogą zdarzyć się kobietom, które muszą szukać aborcji nielegalnej – wspominała. – Naprawdę wierzyłam, że te osoby chcą pomóc kobietom w trudnej sytuacji.
Przyjęła tłumaczenie, że właśnie działania klinik pozwalają zmniejszać liczbę aborcji. Została więc wolontariuszką, a następnie pracowniczką kliniki w Teksasie – jako doradca, psycholog. Z czasem awansowała na dyrektorkę.
Jak tłumaczyła, we wszystkich 50 stanach USA aborcja jest legalna do szóstego miesiąca życia, z jakiegokolwiek powodu. „Jej” klinika wykonywała aborcje do czwartego miesiąca, w 2009 roku Johnson dowiedziała się jednak, że ma się to zmienić. Wyznaczono także tygodniowy „pułap”, liczbę aborcji do osiągnięcia. – To był pierwszy moment, kiedy pomyślałam, że nie mogę pracować w Planned Parenthood – opowiadała.
fot. Anna Kopeć
– Zostałam wezwana do przełożonych i poinformowana, że musimy podwoić liczbę aborcji, które były do tej pory. Aborcja jest podstawowym „produktem” Planned Parenthood. Uważałam, że aborcja powinna być legalna, bezpieczna – i rzadka – tłumaczyła Johnson. „Abby, dlaczego mielibyśmy redukować liczbę aborcji, skoro zarabiamy na tym pieniądze?” – usłyszała w odpowiedzi.
Radykalna zmiana
Przełom nastąpił ok. miesiąca później, kiedy została poproszona o asystowanie przy aborcji. Wyjątkowo jej przebieg miał być widoczny na ekranie USG.
Kobieta, która poddawała się aborcji, była w 13. tygodniu ciąży. – [W tym czasie] ciało dziecka jest już ukształtowane: ręce, nogi, palce, bije serce – opisywała Johnson. – Widziałam, że wszystko było uformowane, wyglądało jak dziecko, to było dziecko. Ale pomyślałam, że to nie może być dziecko. [W klinice tłumaczono], że dziecko jest dzieckiem wtedy, kiedy jest chciane, kiedy mama chce, żeby było. To jest właśnie [strategia] klinik aborcyjnych: To, czy człowiek jest człowiekiem, [miało zależeć] od tego, czy jest chciany, czy nie – mówiła Abby. To, co właśnie widziała, burzyło jej dotychczasowy pogląd.
– Zobaczyłam ssak, instrument ssący. Pamiętam, jak zbliżał się do dziecka, i w końcu dotknął jego ciała. To małe dziecko, rączkami, nóżkami próbowało uciekać przed tym narzędziem. Potem zobaczyłam, jak instrument ssący rozrywa małe ciało.
Pamiętam, że chciałam obudzić tę kobietę, żeby mogła zobaczyć, co się dzieje z dzieckiem, jej dzieckiem. Ale tego nie zrobiłam. Po prostu tam stałam, patrzyłam, jak małe dziecko umiera. Po kilku sekundach monitor USG zrobił się czarny. Wiedziałam, że to oznacza, że zabieg aborcyjny dobiegł końca – mówiła.
Po tym przeżyciu wiedziała już, że nigdy więcej nie chce przykładać ręki do aborcji. Nie wiedziała jednak, co robić.
fot. Anna Kopeć
– Byłam wychowana w chrześcijańskim domu, wiedziałam, że w chwilach trudnych zawsze mogę się zwrócić do Pana Boga i zostać wysłuchaną. Zaczęłam się modlić, pytać Pana Boga, co powinnam zrobić, gdzie się kierować. Nie wiedziałam, czy mi odpowie, czy w ogóle chce mi odpowiedzieć, bo na osiem lat odwróciłam się od Niego. Ale jednak usłyszałam bardzo wyraźnie, że mam zwrócić się do osób, które dzień po dniu modliły się przed kliniką aborcyjną, do osób pro life – opowiadała.
– Poszłam tuż obok, do ich biura. Usiadłam na kanapie i strasznie płakałam. Nie wiedziałam, czy Bóg wybaczy mi to wszystko, co zrobiłam. Od tego momentu zaczęłam liczyć aborcje, których pomogłam dokonać. To były 22 tysiące aborcji. 22 tysiące w ciągu ośmiu lat, w jednej klinice.
Zaczęłam się modlić i prosić Boga o wybaczenie. Czułam, że Bóg przemienia moje serca z kamienia w serce z ciała. Bóg pokazał mi, że ten etap mojego życia dobiegł końca. Po około tygodniu zrezygnowałam z pracy w Planned Parenthood – mówiła.
W sądzie wygrała
Jej decyzja nie spotkała się ze zrozumieniem współpracowników. – Byli „za wyborem”, ale nie zaakceptowali tego, że ja wybrałam inaczej niż oni, że podjęłam inną decyzję – tłumaczyła.
Co więcej, Planned Parenthood pozwało ją do sądu. – To miało zamknąć mi usta, zapobiec temu, żebym mówiła o swojej historii publicznie – wyjaśniła. Organizacja jednak przegrała.
fot. Anna Kopeć
Johnson podróżuje obecnie po całym świecie, dzieląc się swoją historią i opowiadając o działaniu przemysłu aborcyjnego. Tłumaczy między innymi to, czego nie chce przyznawać sama organizacja – że wiele było przypadków kobiet, które zrezygnowały z aborcji, widząc modlące się przed kliniką osoby.
– Cały pomysł, cała idea bycia „za wyborem”, opiera się na kłamstwie – podkreśla Johnson. –Kobiety nie przychodzą do klinik aborcyjnych, bo chcą mieć aborcję. Robią to, bo nie mają [nie widzą] „innego wyboru”. Naszym zadaniem jako pracowników klinik aborcyjnych było przekonać je do końca, że dokonują „dobrego wyboru” – mówiła.
Legalność aborcji wiąże się z zatarciem świadomości, że jest ona zabiciem dziecka. – Kobiety w Stanach Zjednoczonych korzystają z możliwości aborcji i zabijają swoje dzieci bez powodu – powiedziała.
I apelowała: – Nie możemy iść na kompromis, gdy chodzi o niewinne życie, o życie. Musimy głosić, że w łonie matki jest dziecko, od samego momentu poczęcia.
„Proszę, brońcie najsłabszych”
– Jeśli idziemy na kompromis z aborcją, idziemy na kompromis również w innych kwestiach moralnych – mówiła. Przykładem jest eutanazja, w Stanach szeroko rozpowszechniona, oferowana już nie tylko terminalnie chorym, ale wszystkim chcącym się jej poddać. Johnson wskazywała też przykład Islandii, która chce „wyeliminować” problem zespołu Downa. – W jaki sposób [chcą] to zrobić? Chcą po prostu zabić te dzieci w łonach matek – mówiła.
– To jest ostrzeżenie do was, w Polsce: to może stać się tutaj, jeśli pozwolicie na kompromis w sprawach takich, jak aborcja – podkreśliła. – Nie możemy się bać, kiedy chodzi o obronę najsłabszych pośród nas. Więc proszę Was dzisiaj, tutaj, żebyście bronili tych najsłabszych. Jeśli tego nie zrobicie, [aborcja] rozszerzy się na cały kraj – ostrzegała.
Jej wystąpienie poprzedziły różaniec i Msza św. wynagradzające za grzechy przeciwko życiu. Modlono się nie tylko za matki, ale także za ojców i inne osoby bezpośrednio i pośrednio przyczyniające się do aborcji.
W środę (12 lutego) Johnson odwiedziła Kraków. Przed nią jeszcze spotkania w Pile, Rumi i Warszawie.
Mak
Nawiasy kwadratowe oznaczają rekonstrukcję dosłownej wypowiedzi lub próbę rekonstrukcji jej znaczenia (ze względu na rozbieżności tłumaczenia i problemy akustyczne podczas spotkania).
Abby Johnson spisała swoje wspomnienia w książce „Nieplanowane”, na podstawie której powstał film pod tym samym tytułem. Czytaj także: „Nieplanowane”. Film, który przynosi nadzieję [RECENZJA]