Historia 10 wrz 18:45 | Redaktor
Groza niesprawiedliwej zemsty. Mord Niemców na bydgoszczanach.

Historycy nie są w stanie ustalić, ilu Polaków i Żydów zostało rozstrzelanych w „Dolinie Śmierci”, co wynika w dużej mierze z faktu, iż nie odnaleziono żadnych udokumentowanych źródeł zbrodni fordońskiej. W zależności od źródeł padają więc liczby od dwóch do trzech tysięcy zamordowanych.

W pamiętnym wrześniu 1939 roku oddziały Wehrmachtu wkroczyły do Bydgoszczy we wtorek 5 września. Z miasta wycofali się już żołnierze regularnej armii polskiej, wkraczające wojska niemieckie napotkały jednak na silny opór stawiany przez członków bydgoskiej Straży Obywatelskiej. W robotniczej dzielnicy Szwederowo, gdzie działali kolejarze należący do Kolejowego Przysposobienia Wojskowego rozegrała się regularna bitwa. Zginęło dwóch niemieckich żołnierzy, a oficer w stopniu majora został wzięty do niewoli.

W końcu Bydgoska Straż Obywatelska skapitulowała, uzyskawszy od Niemców zapewnienie, że będą traktowani jak wojsko. Niemcy oczywiście nie dotrzymali jednak złożonych obietnic. Część obrońców Szwederowa zakatowano na śmierć metalowymi prętami, resztę rozstrzelano na Bielawkach.

Między 5 a 8 września rozstrzelano w Bydgoszczy co najmniej 400 osób. Pierwsze egzekucje miały chaotyczny przebieg. Zabijano przy ul. Szubińskiej, w koszarach 15. pułku artylerii lekkiej przy ul. Gdańskiej, na stadionie miejskim przy al. Mościckiego (dziś ul. Sportowa), na lotnisku przy ul. Jagiellońskiej, pod murem więzienia przy ul. Wały Jagiellońskie oraz w okolicach szpitala miejskiego na Bielawkach. Niemcy przy tym rozpowszechniali legendę o rzekomym „polskim powstaniu”, co miało usprawiedliwić ich okrucieństwo.

Dokładnie 85 lat temu, czyli 10 września, władzę w mieście przejął Werner Kampe – szef lokalnej komórki NSDAP. W mieście i okolicznych miejscowościach zaczęły się również tworzyć pierwsze struktury Selbstschutzu, który był paramilitarną formacją złożoną z przedstawicieli niemieckiej mniejszości narodowej.

Jeszcze jednak przed objęciem władzy przez Kampego, Braemer, wojskowy komendant Bydgoszczy, wydał rozkaz oczyszczenia miasta ze „zbrodniczych elementów polskich”. Niemieccy żołnierze i policjanci szczelnym kordonem otaczali zamieszkane przez Polaków dzielnice, po czym systematycznie przeszukiwali dom po domu, mieszkanie po mieszkaniu.
W przypadku znalezienia broni (do tej kategorii mogła być zaliczona pamiątkowa szabla, myśliwska dubeltówka czy pałka policyjna) lokatorów płci męskiej rozstrzeliwano na miejscu.

10 września dowództwo 580. obszaru tyłowego armii oceniło w dzienniku wojennym, iż: „[…] w najpodlejszej dzielnicy zamieszkiwanej przez komunę zastrzelono ok. 120 osób, a kolejne 900 aresztowano”. 9 września odbyła się pierwsza publiczna egzekucja na bydgoskim Starym Rynku, której ofiarą padło 20 osób. 10 września na rynku zastrzelono także pięciu innych cywilów – rzekomo w czasie próby ucieczki.

Łącznie w ciągu trzech dni urzędowania Braemera zamordowano w Bydgoszczy około 370 Polaków.

Sam Hitler:

„ze względu na buntowniczą ludność polską w Bydgoszczy rozkazał Reichsführerowi-SS wziąć 500 zakładników i przedsięwziąć jak najostrzejsze środki (doraźne egzekucje), aż do momentu spacyfikowania miasta. Wojsku należy nakazać, by nie przeszkadzało organom Reichsführera-SS”.


18 września funkcjonariusze Einsatzgruppe IV skierowali pierwszy, liczący 62 osoby, transport z Bydgoszczy do obozu koncentracyjnego Dachau. Jednocześnie wydano tajny rozkaz komendantowi Dachau, aby po przybyciu transportu rozstrzelał wszystkich więźniów – z wyjątkiem księdza kanonika Józefa Schulza.

Nadal organizowano wielkie obławy w poszczególnych dzielnicach. W nocy z 1 na 2 października tymczasowo aresztowano 2000 Polaków. 6 października urządzono na polecenie nadburmistrza Kampego wielką łapankę, podczas której zatrzymywano każdego, kto nie posiadał zaświadczenia o zatrudnieniu wystawionego przez Urząd Pracy.

Z kolei w listopadzie rozpoczęły się aresztowania księży katolickich. Szeroko zakrojoną „akcję uspokajającą” (Befriedungsaktion) przeprowadzono także 11 listopada, w dniu polskiego święta niepodległości. W operacji tej wzięło udział 115 grup składających się z funkcjonariuszy Gestapo, Kripo, Schutzpolizei i członków Selbstschutzu. Zatrzymano wówczas blisko 3800 osób. Była to ostatnia wielka łapanka zorganizowana przez Niemców w Bydgoszczy.

Większość Polaków i Żydów zatrzymanych w trakcie owych obław trafiła do bydgoskiego Internierungslager. Tam o ich dalszym losie decydowała urzędująca w obozie specjalna komisja. 20-osobową grupą gdańskich SS-manów kierował radca kryminalny (Kriminalrat) Jakob Lölgen. Komisja decydowała, których więźniów należy zwolnić lub wysiedlić do Generalnego Gubernatorstwa, których skierować do obozów koncentracyjnych, a których zlikwidować na miejscu. Często w obozie zjawiały się również kobiety niemieckie, które wybierały osoby do rozstrzelania. „Procedura” ta polegała na wskazaniu więźnia i zakomunikowaniu, że brał on udział w „bydgoskiej krwawej niedzieli”

Skazani na śmierć byli rozstrzeliwani bez sądu w odludnych miejscach w pobliżu Bydgoszczy, takich jak np. Las Gdański; lasy pod Tryszczynem, Borównem i Otorowem; czy przede wszystkim – fordońska „Dolina Śmierci”. O wyborze miejsc egzekucji decydował takie czynniki jak: łatwość dojazdu, niewielka odległość od miasta oraz ukształtowanie terenu. Mordów dokonywali zazwyczaj członkowie Selbstschutzu. W skład plutonów egzekucyjnych wchodzili wyłącznie ochotnicy.

Zachował się opis jednej z egzekucji, przeprowadzonej w pierwszych dniach października 1939. Około 100 więźniów z obozu w koszarach 15 PAL (Polaków i Żydów) przewieziono do lasów tryszczyńskich dwiema ciężarówkami. Ostatnią podróż więźniowie musieli odbyć w pozycji leżącej, aby nie dostrzegła ich miejscowa ludność. Grupkami po 15 osób prowadzono ich następnie nad rowy strzeleckie i tam rozstrzeliwano.

Historycy nie są w stanie ustalić, ilu Polaków i Żydów zostało rozstrzelanych w „Dolinie Śmierci”, co wynika w dużej mierze z faktu, iż nie odnaleziono żadnych udokumentowanych źródeł zbrodni fordońskiej. W zależności od źródeł padają więc liczby od dwóch do trzech tysięcy zamordowanych. Najbardziej prawdopodobna liczba ofiar zbrodni fordońskiej wynosi więc od 1200 do 1400 osób.

Ocenia się, że w wyniku egzekucji przeprowadzanych w „Dolinie Śmierci” zginęło 48% nauczycieli bydgoskich szkół średnich, około 33% duchownych, 15% nauczycieli szkół powszechnych oraz prawie 14% lekarzy i prawników. 11 listopada 1939 zginął tam również przedwojenny prezydent Bydgoszczy, Leon Barciszewski, wraz ze swoim synem. Fordońska „Dolina Śmierci” jest największą zbiorową mogiłą na terenie Bydgoszczy, a zarazem stanowi symbol martyrologii mieszkańców miasta.

Sześćdziesiąt lat później w Bydgoszczy Jan Paweł II to przypominał i potwierdzał:

W ciągu ostatnich dziesięcioleci Bydgoszcz została naznaczona szczególnym znamieniem «prześladowania dla sprawiedliwości». To przecież tutaj, w pierwszych dniach drugiej wojny światowej hitlerowcy dokonali pierwszych publicznych egzekucji na obrońcach miasta. Symbolem tego męczeństwa jest bydgoski Stary Rynek. Innym tragicznym miejscem jest tak zwana «Dolina Śmierci» w Fordonie. Jakże nie wspomnieć przy tej okazji biskupa Michała Kozala, który zanim został biskupem pomocniczym we Włocławku, był gorliwym duszpasterzem w Bydgoszczy. Zginął śmiercią męczeńską w Dachau, składając świadectwo niezachwianej wierności Chrystusowi. Podobną śmierć w obozach koncentracyjnych poniosło wielu ludzi związanych z tym miastem i z tą ziemią. Jeden Bóg zna dokładnie miejsca ich kaźni i cierpienia.

Wymowę wszystkich tych wydarzeń umiał właściwie odczytać sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński. Uzyskawszy od ówczesnych władz komunistycznych, po wielu staraniach, w 1973 roku pozwolenie na budowę w Bydgoszczy pierwszego po drugiej wojnie światowej kościoła, nadał mu niezwykły tytuł: «Świętych Polskich Braci Męczenników». Prymas Tysiąclecia pragnął w ten sposób dać wyraz przekonaniu, że doświadczona «prześladowaniem dla sprawiedliwości» ziemia bydgoska stanowi właściwe miejsce dla tej świątyni. Upamiętnia ona bowiem wszystkich bezimiennych Polaków, którzy w ciągu przeszło tysiącletnich dziejów polskiego chrześcijaństwa oddali swe życie za Chrystusową Ewangelię i za Ojczyznę, zaczynając od świętego Wojciecha. Znamienne jest również, że właśnie z tej świątyni ksiądz Jerzy Popiełuszko wyruszył w swoją ostatnią drogę. Słowa, jakie wtedy wypowiedział w czasie rozważań różańcowych, wpisują się również w tę historię: «Wam bowiem z łaski dane jest dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć» (Flp 1, 29).

inf. własna

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor