„Kler”: fala nienawiści uderza nie tylko w księży
Marek Małecki, prezes SOLBET-u, wspierał m. in. poszkodowanych w nawałnicy, kościoły, kluby sportowe oraz instytucje użyteczności publicznej
Na ekranach kin wciąż wyświetlany jest film, który został w samym zamierzeniu wyprodukowany po to, by być czymś więcej niż filmem fabularnym.
Inne z kategorii
„Chodźcie i spór ze mną wiedźcie” [OPINIA]
Chodzi oczywiście o „Kler” Wojciecha Smarzowskiego. Osobiście nie mam żadnych wątpliwości, w jakim celu został on nakręcony. Celem tym jest wzbudzenie i rozpalenie w społeczeństwie nienawiści do duchowieństwa katolickiego. Jest to zupełnie oczywiste, od pierwszej do ostatniej sceny tego filmu. Jakiekolwiek zaś wątpliwości rozwiewa zabieg socjotechniczny, który zastosowano w samym tytule. Sugeruje on, jakoby całe duchowieństwo, od biskupów po najskromniejszego wikarego, do ostatniej koloratki przesiąknięte było nikczemnym zboczeniem, wyrządzającym krzywdę, która przecież przez samego Chrystusa została ostro potępiona: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”. Nie ma w tym filmie ani jednej sceny, która pokazywałaby dobro, ani jednego kapłana, który byłby szlachetny.
Oczywiście, w Kościele katolickim gdzieś zalęgło się zło, walczył z nim papież Benedykt XVI i nie ukrywał, że zabrakło mu sił ciała i ducha, co stało się powodem ustąpienia. Ale nikt, kto zna Kościół choć trochę, nie ma wątpliwości, że to straszliwe zło, zasługujące na wypalenie żelazem, dotknęło jednak co najwyżej kilkuprocentowego marginesu duchowieństwa.
Nie w tym jednak rzecz. Rozciągnięcie tego zła na cały Kościół, całe duchowieństwo, którego dokonuje Smarzowski, nie jest, wbrew temu, co chce się nam wmówić, usprawiedliwione prawami gatunku. Jest to rozbudzanie i podsycanie nienawiści do pewnej grupy społecznej, proceder wyjątkowo niebezpieczny, który już kiedyś, w ubiegłym stuleciu, zakończył się ogromną rzeką krwi, którą spłynęła Europa. Mam oczywiście na myśli rozbudzanie nienawiści do Żydów w hitlerowskich Niemczech. Te same „autorytety”, które tak potępiają antysemityzm, dziś cieszą się z filmu Smarzowskiego. To odsłania ich obłudę, słynną moralność Kalego. Nienawiść jest ich zdaniem zła, gdy uderza w „naszych”, ale dobra, gdy uderza w naszych wrogów.
Każde jednak sianie nienawiści jest nie tylko godne potępienia, ale niesłychanie niebezpieczne. Przypomina o tym bydgoski pomnik Walki i Męczeństwa, przypominają kominy Oświęcimia.
Dlatego też każde działanie, które usiłuje to szaleństwo zatrzymać, takie jak działanie prezesa Solbetu Marka Małeckiego, który usiłował nie dopuścić do wyświetlenia filmu na zakupionym przez siebie sprzęcie, zasługuje na uznanie i obronę. Nie ma to nic wspólnego z cenzurą, wolność artystyczna ma swoje granice, które zresztą artyści „nowej lewicy” notorycznie przekraczają.
Historia odda szacunek i dobre imię takim osobom jak Marek Małecki, zaatakowany za te działania przez „Gazetę Wyborczą” i „Express Bydgoski”. Małecki to człowiek wielkiego ducha i ogromnego serca, który pomaga wszystkim, którzy tego potrzebują. Nie szczędzi swego czasu, wysiłku ani środków dla osób i instytucji. Dziwić się należy jednak tym wszystkim – również tym z naszego miasta – którzy winni mu wdzięczność i stanąć powinni murem w obronie jego dobrego imienia.
Małecki pomagał wielu osobom prywatnym oraz sportowcom i klubom sportowym, najzacniejszym instytucjom kultury w naszym mieście stałym wsparciem cyklicznych wydarzeń. Gdzie Wy wszyscy jesteście? Gdzie Wasze sumienie, gdzie wdzięczność? Czy zawodzi Was pamięć? Przeszkadza polityczna poprawność czy zwykły ludzki strach?
Strach można zrozumieć. Jednak ludzie wolni i tolerancyjni winni walczyć o wolność poglądów innych i tej wolności i prawa strzec.
Maksymilian Powęski