Kształcimy w Polsce rzeszę niewolników [OPINIA]
Nastąpiło rozbicie gmachu wiedzy. Największy związany z tym dramat to odebranie nauce celu zasadniczego, jakim jest mądrość – uważa filozof Arkadiusz Robaczewski.
Inne z kategorii
„Chodźcie i spór ze mną wiedźcie” [OPINIA]
Arkadiusz Robaczewski,
filozof
Trywialne! Słyszymy to przecież nieraz. Najczęściej wypowiadane tonem pogardy lub choćby lekceważenia wobec rzeczy, która wydaje się nam banalna, błaha, niewarta uwagi. To potoczne rozumienie zawiera jednak trafną intuicję. Trywialny bowiem znaczy tyle, co podstawowy, fundamentalny.
Dawno temu, w zamierzchłej starożytności, ukształtował się pewien system porządkowania i zdobywania wiedzy. Określono go mianem siedmiu sztuk wyzwolonych (septem artes liberales), które z kolei dzieliły się na dwie grupy: gramatykę, retorykę i dialektykę (trivium) oraz na geometrię, arytmetykę, astronomię i harmonię – muzykę (quadrivium). Określenie „trywialny” pochodzi więc od pierwszych trzech sztuk wolnych czy wyzwolonych. Sztuki trywialne były podstawą wykształcenia. Przy czym słowa „sztuka” nie należy rozumieć tak wąsko, jak rozumiemy je dziś – jako dziedzinę kultury, w której uprawia się twórczość artystyczną. Łacińskie ars (sztuka) pochodzi od słowa arto, czyli ścieśniać, ograniczać, nadawać reguły. Owo nadanie reguł pozwalało tak wyćwiczyć umysł, by był jak najbardziej sprawny w czytaniu rzeczywistości.
Nazywano zaś te dyscypliny wolnymi (liber) z tego powodu, że w starożytności zajmowali się nimi ludzie wolni, którzy nie podporządkowywali swego życia użyteczności, a z niej korzystali. To niewolnicy zajmowali się doskonaleniem narzędzi codziennego użytku. Ten najbardziej podstawowy etap kształcenia, oparty o trivium, nie polegał na zdobywaniu wiadomości i gromadzeniu informacji, a na usprawnianiu aparatu poznawczego, takim jego wykształceniu, by nie tylko umiał widzieć, jak się rzeczy mają, ale też dać im odpowiednie słowo, uzasadnić swój pogląd i zrozumiale przekazać go innym.
Ta, jak byśmy dziś powiedzieli, metoda dydaktyczna kształtowała się w starożytności, ale została udoskonalona się i upowszechniona w średniowieczu. Zaowocowała bujnym rozwojem nauk – od teologii i filozofii po sztuki użyteczne, mechaniczne, dające podwaliny pod wynalazczość i usprawnianie życia codziennego. To dzięki takiemu kształtowaniu umysłu powstawały te summy architektury, jakimi są katedry gotyckie, summy teologiczne i filozoficzne, czy wreszcie urządzenia i nauki szczegółowe. Owocem formowania umysłu w oparciu o sztuki trywialne były rewolucje – przemysłowa, techniczna, elektroniczna.
Dokonywały się, gdy porzucono już kształcenie oparte o sztuki wyzwolone. Nastąpiło rozbicie gmachu wiedzy. Największy związany z tym dramat to odebranie nauce celu zasadniczego, jakim jest mądrość, a edukacji zaś zadania kształtowania człowieka integralnego, jak mawiali starożytni – pięknego i dobrego, ukształtowanego pod względem moralnym, intelektualnym, duchowym. Gdy w 1997 roku rząd AWS formułował cele, jakie ma realizować polska szkoła, jednym z głównych był ten, by absolwenci różnych szczebli polskich szkół mogli się odnaleźć na europejskich rynkach pracy”. Gdyby przeczytał to jakiś wychowawca średniowieczny, nabrałby przekonania, że po to się wprowadza wspomnianą reformę, by wykształcić rzeszę niewolników – i miałby rację.
Edukacja przez wieki, od starożytności aż po nowożytność, miała taki cel – rozpalać miłość mądrości, wskazywać drogi do niej i umożliwić kroczenie po tych drogach, usprawniając moralnie, ucząc roztropności, panowania nad namiętnościami, nieuporządkowanymi pragnieniami. Trudności, z którymi dziś się mierzymy, płyną z tego, że gdzieś po drodze porzuciliśmy trywialność w kształceniu, a chcieliśmy posiąść od razu to, co jest jej rezultatem. Skutki są opłakane. Na szczęście pewne rzeczy na tym świecie są wiecznotrwałe i być może wystarczy nam roztropności, by, dla własnego ratunku, rozpalić w sobie chęć ich odszukania i zastosowania.