Opinie 30 maj 21:15 | Michał Jędryka
Czy powinniśmy się bać powrotu komunizmu?

Grafika ilustracyjna (AI)

W wyniku ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce władzę objęła formacja określana mianem liberalnej lewicy. Dla wielu wyborców był to powiew tak zwanej nowoczesności. Ale pojawiły się głosy ostrzegające przed powrotem do ideologii, która przez dekady dusiła wolność narodu i prześladowała wiarę. Ale czy rzeczywiście mamy do czynienia z renesansem komunizmu? Czy współczesną centrolewicę można utożsamiać z totalitarnym systemem, który odszedł w 1989 roku?

Zanim odpowiemy na to pytanie, trzeba uczciwie przyznać, że wiele osób związanych dziś z liberalną lewicą wywodzi się ze środowiska „Solidarności” – masowego ruchu społecznego, który na przełomie lat 70. i 80. XX wieku stanął w opozycji do komunistycznego reżimu. To właśnie ludzie "Solidarności" upomnieli się o podstawowe prawa obywatelskie, o wolność słowa, o godność pracownika. Wydaje się więc paradoksalne, by dzisiejszą postsolidarnościową lewicę traktować jako kontynuację komunizmu. Jednak historia uczy, że idee potrafią zmieniać formę, zachowując swój duchowy rdzeń.

By zrozumieć, czy mamy powody do obaw, należy przypomnieć sobie, czym w istocie był komunizm. Nie chodzi tu tylko o ustrój polityczny czy gospodarkę centralnie planowaną. Chodzi o ideologię, o sam jej rdzeń i istotę, której fundamentem była walka z Bogiem i religią. W encyklice Divini Redemptoris z 1937 roku papież Pius XI nazwał komunizm "nauką fałszywą, która dąży do zniszczenia podstaw ładu społecznego" i jasno wskazał, że komunizm to system z gruntu ateistyczny, którego celem jest wykorzenienie religii. W jego oczach walka z chrześcijaństwem nie była tylko skutkiem ubocznym, lecz zasadniczą misją tego systemu.

Karl Marx nie pozostawił żadnych wątpliwości: "Religia to opium ludu" – twierdził. Dla niego wiarę należało zniszczyć, by człowiek mógł stać się „wolny”, to znaczy poddany wyłącznie prawom historii i walki klas. Lenin poszedł jeszcze dalej, wzywając do aktywnej walki z religijnym "zabobonem" i duchowieństwem jako przeszkodą w budowie państwa proletariackiego. W praktyce oznaczało to zamykanie świątyń, prześladowanie wiernych i fizyczną eliminację kapłanów.

Ta walka nie była tylko propagandowa. Przypomnijmy sylwetkę ks. Stanisława Streicha, kapłana zamordowanego w 1938 roku przez bojówkarza komunistycznego podczas odprawiania Mszy Świętej. Jego beatyfikacja w maju 2025 roku w Poznaniu, była nie tylko hołdem dla męczennika, ale też przypomnieniem, dokąd prowadzi ideologia, która chce usunąć Boga z przestrzeni publicznej. Ks. Jerzy Popiełuszko, kapelan "Solidarności", zginął z rąk funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa za to, że przypominał Polakom o wolności sumienia i o sile prawdy. Nie on jeden. W czasie stanu wojennego wielu duchownych było zastraszanych, pobitych, a nawet zabitych.

Dziś nie mamy do czynienia z otwartym terrorem. Nie obserwujemy zorganizowanego systemu represji. Sporadyczne aresztowania księży to za mało, by mówić o powrocie totalizmu. Ale jak zauważył Paweł Milcarek, filozof i publicysta, współczesne zagrożenie ma inny charakter. W swoim eseju napisanyjm w 2019 roku, rozróżnia on kilka form komunizmu, które nie są dziś realnym zagrożeniem: nie wróci komunizm w wersji sowietyzmu, nie wróci komunizm jako ideologia marksistowskiej rewolucji zbrojnej, nie wróci też komunizm jako jawna dyktatura partii. Jednak na końcu Milcarek wskazuje na formę komunizmu, która właśnie dziś może się rozwijać – to komunizm rozpuszczony w kulturze, prawa człowieka oderwane od prawdy, totalna inżynieria społeczna realizowana pod hasłem emancypacji. To jest komunizm bez marksizmu, ale z tą samą antropologiczną pogardą dla transcendencji.

Milcarek pisze o walczącym ateizmie, który nie potrzebuje już gułagów, bo jego narzędziem stała się legislacja i presja opinii publicznej. Zamiast przemocy – wykluczenie z debaty. Zamiast kar fizycznych – stygmatyzacja i oskarżenia o "nietolerancję".

Warto więc zadać sobie pytanie: czy współczesna lewica w Polsce dąży do powrotu do tamtych praktyk? Zapewne nie wprost. Ale idee, które promuje – sekularyzacja edukacji, wypchnięcie religii z przestrzeni publicznej, redefinicja pojęcia rodziny, relatywizm moralny – noszą znamiona tego samego ducha. To nie jest powrót do komunizmu w sensie partyjnych legitymacji czy czerwonych sztandarów. To powrót do komunizmu jako projektu antropologicznego: człowieka bez transcendencji, pozbawionego odniesienia do Boga, ukształtowanego przez państwo i ideologię.

Dlatego nie chodzi o strach, ale o czujność. Komunizm nie musi wracać w starej szacie. Wystarczy, że wróci jego duch – duch walczącego ateizmu. I ten duch, jak uczy nas historia i współczesność, zawsze prędzej czy później zwraca się przeciwko człowiekowi.

-->