Oddać co boskie Bogu [OPINIA]
Czy wiecie, że jest w Kościele katolickim takie zgromadzenie (potocznie by wielu pewnie powiedziało — taki zakon) które w swoich konstytucjach zapisało, że w jego kościołach nie będzie się odprawiało uroczystych liturgii? Brzmi dziwnie? Zabawnie? Trochę nielogicznie…
Inne z kategorii
„Chodźcie i spór ze mną wiedźcie” [OPINIA]
No, owszem to już dawne czasy, ale nie aż tak dawne, nie starożytne ani średniowieczne. Ile to lat temu? No, jeszcze 500 nie minęło. Ale już się zbliża ten jubileusz…
Tak, tak, dobrze myślisz. To oni. Jezuici! Takie postanowienie rzeczywiście się znalazło w ich akcie założycielskim. Jeśli jednak zrozumieć chcemy jego sens, musimy też poznać kontekst. Zresztą on jest w tym samym dokumencie wyłożony słowami „są one powszechnie obecne w innych kościołach”.
Tak, uroczyste Msze były odprawiane wówczas w każdym niemal kościele parafialnym. Ale wyglądały one zupełnie inaczej niż te pseudo-uroczyste celebracje, przypominające niestety nieco świeckie akademie, do których zdążyliśmy się niestety przyzwyczaić w ostatnim półwieczu Kościoła, choć jestem przekonany, że ojcowie ostatniego soboru byliby wówczas przerażeni, gdyby mogli zajrzeć w przyszłość i zobaczyć „uroczystą” liturgię naszych czasów.
Ale gdy powstawało Towarzystwo Jezusowe, miało prawo uznać, że uroczystych Mszy „śpiewających” nieustanną pieśń chwały Bogu jedynemu w Trójcy, jest na świecie już wystarczająco wiele, by oni — jezuici — mogli raczej poświęcić się głoszeniu kazań czy spowiadaniu lub tworzeniu szkół.
Tu jednak warto przypomnieć o wielkiej wartości liturgii prawdziwie uroczystej, której duchowi synowie Ignacego Loyoli tak bardzo nie cenili. Niezapomniany dominikanin, ojciec Jacek Woroniecki, rektor KUL u początków tej uczelni, tak o tym pisał:
„Najwystawniejsze nabożeństwa, w czasie których wybrani śpiewacy wykonują wyszukane śpiewy na chórze, nigdy nie dadzą tego co Msza święta po gregoriańsku przez wiernych śpiewana”. Same użyte tu słowa już na wiele wyjaśniają. Nie chodzi o „śpiewanie na Mszy”, ale o „śpiewanie Mszy”, czyli tekstów z Mszału, składających się na liturgię, a nie jakichś pieśni, które organiście czy scholi lub nawet kapłanowi wydawały się odpowiednie. Chodzi o Mszę samą. Czyli co? Przede wszystkim jej części stałe, którymi są Kyrie eleyson, Gloria, czyli Chwała na wysokości Bogu, dalej Credo, czyli Wierzę, Święty…, Baranku Boży.
Owszem część z nich śpiewa się nadal w każdej parafii. Kyrie eleyson, czyli Panie zmiłuj się nad nami, ten trzykrotny akt, wzywający pomocy Bożej, którego melodie zawsze przypominały wielkie wołanie, zastępuje się coraz częściej „innymi formami”. Ale już możliwość śpiewania Wyznania wiary została całkowicie zapomniana.
A oprócz tego są części tak zwane własne. Należą do nich na przykład czytania. Gdy wspomniałem jednemu z księży w średnim wieku o możliwości śpiewania Ewangelii, bardzo się zdziwił. “Przecież to nie Boże Ciało…” — odparł. A ja pamiętam, że uroczysty charakter Pasterki na przykład był podkreślony śpiewem Ewangelii. Podobnie Męka Pańska w Niedzielę Palmową lub Wielki Piątek, choć tu znam w Bydgoszczy chwalebne przykłady kościołów, w których nadal jest ona śpiewana.
I dalej pisze ojciec Woroniecki: „Mało kto zdaje sobie sprawę z tego (...) że modlitwa społeczna jest najlepszą szkołą modlitwy prywatnej, na to jednak, by tę swoją akcję wychowawczą spełniała, winna być nie byle jak, ale bardzo starannie i umiejętnie wykonywana, z głębokim przejęciem się myślą Kościoła”.
Znakomity odnowiciel benedyktynów, Prosper Gueranger, tak radził katolikom, którzy chcą głębiej wejść w tajemnice wiary: „Aby zatem pomóc w zachowaniu i wzroście ducha katolickiego, (...) w Niedziele i Święta będą z chęcią uczestniczyli we Mszy uroczystej w kościołach, gdzie celebruje się ją z obrzędami i śpiewem Kościoła. (...) Będą z uwagą podążać za wszystkimi obrzędami i ceremoniami, wykonywanymi przez kapłanów i sługi ołtarza, aby przez nie pojąć ich znaczenie i w nim zasmakować, w także aby zasługiwać w ten sposób na zaczerpnięcie z nich łaski, którą złożył tam Duch Święty. Będą podążali za śpiewami Kościoła świętego, posługując się w razie potrzeby tłumaczeniami, aby nabyć zrozumienia formuł”.
Ale na ile jest dziś możliwe podążanie za tą radą? To co u jezuitów miało być wyjątkiem, stało się niestety w naszych czasach praktyką powszechną. Msza uroczysta bardziej dziś przypomina świecką akademię, na której wygłasza się przemowy i komentarze, niż to wspaniałe i głębokie misterium Kościoła, Pieśń chwały, którą przecież jest i być powinna.
Więc może — czcigodni Księża Proboszczowie — warto wrócić do tego co było zwyczajem Kościoła przez wieki? Że była jedna taka Msza w niedzielę, która była śpiewana z wielką starannością. Była to tak zwana Suma. Pozostałe Msze były czytanymi, podczas których wierni wykonywali różne okolicznościowe pieśni, podobnie jak to dzieje się dziś.
Jak dotąd w Bydgoszczy wierny, który chciałby posłuchać rad Guerangera i Woronieckiego, może udać się w dwa miejsca. Co niedzielę na placu Piastowskim jest Msza „po staremu” śpiewana o 14-tej, a w katedrze w każdą pierwszą niedzielę miesiąca jest Msza według zreformowanego obrządku, ale ze śpiewem gregoriańskim. Warto by ich było więcej. Warto by Msza uroczysta nie była podobna do świeckiej akademii. Oddajmy co Boskie Bogu.
Michał Jędryka