Enea zaczęła wygaszanie lamp w spółdzielniach
fot. ilustracyjna, Anna Kopeć (archiwum)
Po raz pierwszy w historii Enea Oświetlenie „gasi światło” – na terenach spółdzielni mieszkaniowych. – Nie mamy żadnych sygnałów ani od Miasta, ani od spółdzielni, że chcą podpisać umowy – tłumaczy Elżbieta Darol-Matuszewska, rzeczniczka prasowa spółki.
Inne z kategorii
Świąteczny Festiwal ART MINTAKA 2024 [ZAPROSZENIE]
Bydgoski weekend - kalendarz wydarzeń. Bądź na bieżąco
Pierwsze z lamp oświetlających obszary spółdzielni zostały już wyłączone.
– Rozpoczęliśmy wygaszanie wczoraj. Wyłączyliśmy łącznie 141 sztuk na terenie Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i Spółdzielni Mieszkaniowej Budowlani – przekazuje nam rzeczniczka. O tym, że od 1 lutego rozpocznie wygaszanie, Enea informowała w styczniu. Ani Miasto, ani spółdzielnie, nie zawarły ze spółką kontraktów na obsługę tych terenów w 2021 roku.
Dalszy ciąg sporu
Bydgoszcz pogrążyła się w ciemnościach w ubiegłym roku, w wyniku konfliktu na linii Enea Oświetlenie – Miasto Bydgoszcz. Wówczas spółka, choć miasto nie podpisało z nią umowy, nie wyłączyła lamp, ale niedziałające zostawiła bez naprawy. Tym razem idzie o krok dalej.
październik 2020 roku, fot. Anna Kopeć
Bieżący kontrakt z Miastem dotyczy tylko lamp położonych na terenach zarządzanych przez prezydenta Bydgoszczy – a więc, inaczej niż w poprzednich latach, nie obejmuje obszaru wspólnot, spółdzielni mieszkaniowych. Był to jeden z punktów spornych podczas negocjacji. Miasto ostatecznie podpisało także oddzielną umowę na obsługę terenów spółdzielni – ale tylko na okres do 31 grudnia 2020 roku.
Jak tłumaczy ratusz, o kształcie umowy bydgoskie spółdzielnie zostały poinformowane jesienią, co miało dać im czas na ustalenie nowych warunków użytkowania lamp z Eneą.
Swoje stanowisko ratusz tłumaczył w komunikacie:
Miastu nie wolno ponosić opłat za oświetlanie posesji należących do właścicieli prywatnych, deweloperów, wspólnot mieszkaniowych oraz spółdzielni. Zgodnie ze stanowiskiem Regionalnej Izby Obrachunkowej opłacanie przez miasto (gminę) oświetlenia terenów wspólnot mieszkaniowych czy spółdzielni mieszkaniowych byłoby naruszeniem dyscypliny finansów publicznych
– przekazano między innymi.
Wygaszanie trochę potrwa
Z takim postawieniem sprawy nie chcą się jednak zgodzić spółdzielnie. W grudniu poinformowały Eneę Oświetlenie, że do czasu zakończenia rozmów z prezydentem Rafałem Bruskim, umów (które przecież obciążałyby je – a zatem także mieszkańców – kosztami utrzymania oświetlenia), nie podpiszą.
Wyznaczony przez Eneę okres „ochronny”, podczas którego lampy nadal działały, skończył się 31 stycznia. Ani Miasto, ani spółdzielnie jak dotąd nie zadeklarowały chęci podpisania kontraktów. – Jesteśmy otwarci na rozmowy, czekamy. Jeżeli ktoś zechce podpisać z nami umowy, będziemy tym jak najbardziej zainteresowani – mówi Elżbieta Darol-Matuszewska, rzeczniczka prasowa Enei Oświetlenie. Zaznacza jednak, że spółka nie może ponosić kosztów, jeśli nikt nie ma zamiaru jej zapłacić. Firma swoje lampy wyłącza po raz pierwszy.
Do wygaszenia Enea ma łącznie ponad 3100 punktów świetlnych. – Przewidywaliśmy, że zajmie to trzy–cztery dni, ale wiemy już, że ze względów technicznych potrwa to dłużej – zapowiada. – Oświetlenie połączone jest na obwodach, w zdecydowanej większości, z oświetleniem terenów zarządzanych przez pana prezydenta, czyli tam, gdzie mamy umowę podpisaną. W związku z tym nie możemy wyłączyć również tamtego oświetlenia. Do każdego słupa trzeba podjechać oddzielnie i ręcznie go wyłączyć – wyjaśnia.
Czytaj także:
W spółdzielniach zapadną ciemności? Oświetleniowej epopei ciąg dalszy