Umarł Traugutt, narodził się Dmowski [OPINIA]
160 lat temu, 9 sierpnia 1864 r. urodził się Roman Dmowski. Ten mąż stanu, przywódca polityczny i błyskotliwy publicysta, nie tylko pozostaje dzisiaj w cieniu swojego wielkiego rywala – Józefa Piłsudskiego, ale pamięć o nim zdaje się być niepoprawna politycznie. Wystarczy przypomnieć wymuszenie przez „uśmiechniętą” władzę zmiany nazwy Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego na Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza.
Inne z kategorii
„Chodźcie i spór ze mną wiedźcie” [OPINIA]
Trochę to przypomina orwellowskie „poprawianie” historii, ale tym bardziej pobudza do refleksji nad spuścizną tego nietuzinkowego polityka i pisarza. Był on nie tylko jednym z licznych myślicieli polskich tamtej epoki, nie tylko ideologiem powstającego wówczas w Polsce szeroko rozumianego ruchu narodowego, ale w latach 1915-1919 był wytrwałym i skutecznym dyplomatą, który rzeczywiście przekonał zachodnie rządy do konieczności odbudowy państwa polskiego.
Kilka dni temu, 5 sierpnia, minęła też 160 rocznica śmierci Romualda Traugutta, ostatniego przywódcy i dyktatora Powstania Styczniowego. Na koincydencję tych dat zwrócił 5 sierpnia br. uwagę historyk i publicysta Michał Barcikowski. Rzeczywiście było tak, że kilka dni po śmierci Traugutta urodził się Dmowski. Można to uważać za symboliczną zmianę epoki. Symboliczną, ale i rzeczywistą, bo Dmowski istotnie reprezentował zupełnie nowy sposób myślenia o polityce polskiej.
Żeby to sobie dobrze uświadomić, trzeba pamiętać, że od utraty niepodległości przez Rzeczpospolitą w 1795 roku, a zwłaszcza od przegranej przez Napoleona wojny i Kongresu Wiedeńskiego w roku 1815, istniały w Polsce dwie koncepcje „wskrzeszenia” państwowości. Jedna to koncepcja „insurekcyjna” — niepodległość trzeba sobie zbrojnie wywalczyć. Druga zaś była koncepcją ugodową — Polskę należy odbudować w porozumieniu z jednym z zaborców.
Pierwsza myśl wywodziła się jeszcze od Konfederacji Barskiej i Kościuszki, poprzez Pułaskiego, Wybickiego, Mickiewicza i Sierakowskiego, by wymienić tylko niektórych. Drugą zaś reprezentował do pewnego stopnia książę Adam Czartoryski, można też wymienić Stanisława Kostkę Potockiego czy Józefa Zajączka a najbardziej znany był Aleksander Wielopolski.
Z upadkiem Powstania Styczniowego obie te koncepcje poniosły totalną klęskę. Militarny upadek powstania udowodnił, że żywioł Polski jest po prostu za słaby, by wywalczyć niepodległość, a ugoda stała się niemożliwa, bo nie chciały jej ani Prusy ani Rosja. Pewien rodzaj takiej ugody funkcjonował na terenie zaboru austriackiego, ale zarówno jego zakres polityczny jak i terytorialny był zbyt ograniczony.
W tej sytuacji nowy sposób myślenia zaproponowali tak naprawdę dwaj pisarze. Pierwszym z nich był starszy Karol Józef Popławski (1854 - 1908), drugim młodszy od niego, właśnie Roman Dmowski (1864 - 1939).
Skupmy się na tym ostatnim nie tylko ze względu na okrągłą rocznicę urodzin, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że poprzez udział w kluczowych negocjacjach politycznych, stał się on prawdziwym ojcem odrodzenia niepodległości.
Dmowski zaproponował już w XIX wieku koncepcję polityki czynnej, mającej — owszem — jako ostateczny horyzont niepodległość, ale doraźne działania miały się skupiać na każdej możliwości poprawy bytu Polaków pod zaborami.
Jego zasługą było też określenie polityki polskiej jako narodowej. Mówiąc o tym dziś łatwo się pomylić co do istoty rzeczy. Wtedy jednak chodziło o to, że polityka miała objąć wszystkie warstwy społeczne. Problemem idei polskiej wieku XIX było bowiem to, że niepodległością i jej odzyskaniem była zainteresowana przede wszystkim szlachta. Dmowski zrozumiał, że w Polsce konieczne jest zbudowanie narodu, który powstałby z przeniknięcia ideą patriotyczną wszystkich warstw społecznych.
Jeszcze inny rys „nowej” myśli Dmowskiego zasługuje na przypomnienie. Rzucił on nierozumiane dziś zupełnie hasło „wszechpolskości”. Chodziło o to, by jedna polityka polska była prowadzona w trzech zaborach. Był to postulat przeciwny choćby krakowskim konserwatystom, którzy uważali, że każdy ośrodek powinien działać na własną rękę, tak jak pozwalają warunki.
Rozumiał też doskonale sytuację międzynarodową. Wiedział, że gdy pod koniec XIX wieku powstał sojusz rosyjsko francuski, a potem francusko angielski, nadarzyła się ponownie okazja, do „rozgrywania” sprawy polskiej na arenie europejskiej, co po Kongresie Berlińskim (1878) wydawało się na zawsze stracone.
Dmowski zmienił też świadomość Polaków co do samego celu, co do kształtu przyszłej Polski, również kształtu terytorialnego. Przed Dmowskim uważano za niedyskutowalny aksjomat, że Rzeczpospolita musi się odrodzić w granicach sprzed 1772 roku. Dmowski zauważył anachroniczność tego założenia i dowodził, że Polska powinna mieć terytoria spełniające dwa warunki. Pierwszy aspekt dotyczył tego, bez czego nowe państwo nie mogłoby istnieć. Chodziło przede wszystkim o dostęp do morza, bo to był warunek podmiotowości na rynku handlu międzynarodowego. Drugi zaś warunek był niezwykle ciekawy. Dmowski bowiem uważał, że Polsce należą się nie tylko te terytoria, gdzie jest Polska większość etniczna, ale i te, które z powodów kulturowych można łatwo repolonizować.
I jeszcze jeden aspekt polityki Dmowskiego należy koniecznie dziś przypomnieć. Za głównego wroga Polski Dmowski uważał Prusy. Uznał on, że jest to państwo, które powstało kosztem Polski i zdaje sobie sprawę, że inaczej istnieć nie może. Nieistnienie Polski było warunkiem istnienia Niemiec, zjednoczonych pod egidą Prus. Dlatego Dmowski, choć jak większość Polaków gardził Rosją, dowodził, że dwaj pozostali zaborcy mogą jednak istnieć obok Polski. Może tak istnieć Rosja, tak samo i Austro Węgry. Niemcy — uważał — tak istnieć nie mogą.
Późniejsze wydarzenia prowadzące do drugiej wojny światowej potwierdziły niestety w jakimś stopniu tę myśl Dmowskiego.
Na zakończenie przypomnijmy dwie jeszcze rysy myśli tego polityka dotyczące tego jak ma wyglądać odbudowane państwo polskie. Kiedy się czyta czy to „Myśli nowoczenego Polaka”, czy zasadnicze dzieło Dmowskiego „Polityka polska i odbudowanie państwa”, widoczne jest, że ten myśliciel zdawał sobie, jak być może nikt inny, sprawę, że otwiera się nowa epoka i państwo, które powstanie musi być inne, nowoczesne właśnie. Oczywiście, jest też widoczne, że nie był w stanie przewidzieć do końca na czym ta nowoczesność będzie polegać, ale przewidział wiele jej rysów. Wiedział, że państwa nowego typu bedą budowane nie tyle przez dynastie i rody panujące, ale przez narody. Sto lat po Dmowskim nowe ideologie chcą likwidacji państw narodowych, uważając je za przeszkodę dla światowego pokoju i dobrobytu. Tym ważniejszy jest Dmowski i jego argumenty. Tym ważniejszy, ponieważ to co postulował, zbudowanie polskiego narodu się udało. Udało się powstanie narodu, łączącego wszystkie warstwy społeczne jedną narodową ideą. To był wielki sukces, o którym zbyt mało się dziś pamięta i co zbyt łatwo siły liberalne próbują wyrzucić na śmietnik. To właśnie pozwoliło Polsce przetrwać i okupację, i noc sowieckiej dominacji w postaci PRL-owskiej siemiężnej ideologii.
I ostatni rys. Kościół i katolicyzm. Dmowski przez większość życia był niewierzący. Nawrócił się krótko przed śmiercią. Bardzo jasno jednak zdawał sobie sprawę, że katolicyzm jest bardzo istotnym rysem narodu polskiego. „Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu”. Jest tak dlatego, że wychowanie w rodzinie, w narodzie, zawsze opiera się na jakichś podstawach. Nie da się tych podstaw usunąć bez zmiany istoty. Wykorzenienie jest tragedią narodu i prowadzi do jego zupełnego rozchwiania. Niezależnie od wielowymiarowego kryzysu, przez który przechodzi dziś Kościół katolicki, trzeba o tym pamiętać.
I do Dmowskiego, i do poprzedzającego go Traugutta trzeba wracać. Trzeba właśnie dlatego, że naród nie może żyć w próżni — ani ideowej, ani historycznej. Nie może, jeśli nie chcemy sprawić naszym dzieciom i wnukom kolosalnych kłopotów z tożsamością, że nie będą wiedzieli kim są.
Michał Jędryka