PiS kontra reszta świata. Stawką wybory prezydenckie
Pałac Prezydencki w Warszawie, fot. Pixabay
10 maja 2020 r. mają odbyć się wybory nowego prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Większa część sceny politycznej domaga się przełożenia terminu wyborów z powodu panującej epidemii koronawirusa.
Inne z kategorii
Tako „Rzeczemy” i poetycko wieczerzamy [ZAPROSZENIE]
Pożar mieszkania w Fordonie [Z OSTATNIEJ CHWILI]
Epidemia koronawirusa odciska swoje piętno na wszystkich aspektach funkcjonowania społeczeństwa. Nie inaczej jest w przypadku życia politycznego, a zwłaszcza zbliżajacych się wyborów prezydenckich.
Do momentu publikacji niniejszego artykułu zarejestrowało się sześciu kandydatów: Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL - Koalicja Polska), Małgorzata Kidawa-Błońska (PO), Szymon Hołownia, Robert Biedroń (Lewica), Krzysztof Bosak (Konfederacja) oraz Andrzej Duda popierany przez PiS. Termin rejestracji kończy się 26 marca o północy.
Jedną z najważniejszych kwestii poruszanych przez polityków i szeroko dyskutowaną przez Polaków jest obecnie termin wyborów. Przypomnijmy: zgodnie z art.128 ust. 2 Konstytucji RP wybory prezydenta Rzeczypospolitej zarządza marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta Rzeczypospolitej. Tutaj terminy są restrykcyjne i nie można ich zmienić bez zmiany Konstytucji RP. Tym samym termin wyborów wyznaczono na 10 maja 2020 roku.
Jednakże, ze względu na ciągle panujacą epidemię koronawirusa i surowe restrykcje związane z potrzebą jej opanowania, fakt, że dotąd nie odwołano wyborów, wzbudza wielkie kontrowersje. Nie mniejsze wywołuje wprowadzenie przez rząd stanu epidemii, bardzo podobnego do stanu nadzwyczajnego. Z tą jednak różnicą, że stan zagrożenia wprowadzony przez premiera Mateusza Morawieckiego nie pozwala na przesunięcie terminu wyborów prezydenckich. O dokładne wyjaśnienie tej kwestii poprosiliśmy specjalistę z zakresu prawa publicznego, doktora Pawła Bałę:
- W marcu 2020 r. pierwszy raz od uchwalenia konstytucji w 1997 r. państwo polskie zaprowadziło de facto stan nadzwyczajny. Drogą ustawową, lecz pozakonstytucyjną, w sposób zupełnie ignorujący postanowienia Konstytucji RP, tak jakby akt ten nie zawierał postanowień dotyczących anormalnych trybów funkcjonowania państwa - mówi prawnik. - Administracja rządowa, korzystając z transferu władzy politycznej zapewnionej dwoma ustawami funkcjonującymi niejako „obok” Konstytucji RP, stosuje „prawo wyjątku”. Może głęboko ingerować w stosunki cywilnoprawne metodami administracyjnymi, wprowadzać daleko idące ograniczenia konstytucyjnych praw i wolności, zamykać granice, przy de facto wyłączeniu funkcji kontrolnej Sejmu. Jest jednak jedna istotna różnica pomiędzy tym „nienazwanym” stanem nadzwyczajnym, z jakim mamy obecnie do czynienia, a „nazwanym stanem nadzwyczajnym”, o jakim mowa w Konstytucji RP, związanym z modyfikacją kalendarza wyborczego.
Opozycja uważa, że PiS broni majowego terminu wyborów jak dogmatu. Przedstawiciele partii rządzącej odpowiadają jednak, że wszelkie działania są podejmowane w zgodzie z Konstytucją.
Głos w tej sprawie na swoim Facebooku zabrał m.in. europoseł PiS Kosma Złotowski:
- 10 maja jest za sześć i pół tygodnia. Do tego czasu może być gorzej, ale może być też lepiej.
Jeśli będzie gorzej, wybory prezydenckie zostaną przesunięte - na podjęcie tej decyzji wciąż jest sporo czasu. Stan klęski żywiołowej można przecież wprowadzić choćby 9 maja. Ponadto do 9 maja jest wystarczająco dużo czasu, by zastanowić się, czy nie odłożyć wyborów - jeśli okazałoby się to konieczne - w jakiś inny sposób, np. przez przyjęcie specjalnej ustawy konstytucyjnej, bez stosowania środków nadzwyczajnych przewidzianych w ustawach o stanach nadzwyczajnych.
Cały komentarz czytaj tutaj.
Europoseł porusza też jeszcze jedną ważną kwestię. Otóż wprowadzenie stanu wyjatkowego przed rejestracją wszystkich kandydatów prowadziłoby do unieważnienia ich kandydatur. Pozwoliłoby to w późniejszym czasie na zmianę kandydatów.
W kontrze do stanowiska Prawa i Sprawiedliwości stanęły pozostałe ugrupowania sejmowe. Według polityków Platformy Obywatelskiej przełożenie terminu wyborów to kwestia zdrowia i życia Polaków.
- Nie możemy pójść za przykładem Francji, w której już teraz koronawirus zostaje wykrywany u zaangażowanych w tamtejszym głosowaniu, które miało niedawno miejsce - stwierdza poseł Paweł Olszewski.
Podobnego zdania jest poseł PSL-Koalicja Polska, Dariusz Kurzawa: - Uważam, że ze względu na różne szczegółowe wytyczne, rygory dla naszego społeczeństwa, powinniśmy idąc za ciosem przesunąć wybory co najmniej o dwa trzy miesiące, by ta sytuacja się uspokoiła. Nie ma w tej chwili możliwości, by bezpiecznie przeprowadzić te wybory.
Poseł Kurzawa zwraca również na inny, techniczny aspekt przeprowadzenia wyborów:
- Do 10 kwietnia powinniśmy mieć zgłoszonych wszystkich członków komisji wyborczych. A w tej chwili wiele osób chce zrezygnować z tej pracy. Wiele [z nich] ma ok. 60 lat i boją się koronawirusa. Dlatego też uważam, że przesunięcue terminu wyborów jest konieczne. Trudno jest mi sobie wyobrażić ludzi idących do wyborów. Zagrożona jest również frekwencja. Są w tej chwili kwestie ważniejsze, czy Andrzej Duda będzie prezydentem jeszcze przez dwa-trzy miesiące czy przez kolejne pięć lat.
Jeszcze inny pogląd przedstawił poseł Lewicy Jan Szopiński: - Ta dyskusja o wyborach - których nie bedzie - to temat zastępczy. Przynajmniej ludzie nie dyskutują o kondycji szpitali i służby zdrowia i o ich stanie pomocy ludziom w walce o zdrowie.
Doktora Pawła Bałę zapytaliśmy o możliwe rozwiązanie tej, zdawać by się mogło, patowej sytuacji. - Jest w Konstytucji jeden wyjątek od tych restrykcji terminowych. Stosownie do brzmienia art. 228 ust. 7 Konstytucji RP: „W czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzone referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu. Wybory do organów samorządu terytorialnego są możliwe tylko tam, gdzie nie został wprowadzony stan nadzwyczajny” - cytuje. - Ten „bezpiecznik konstytucyjny” ma swoją określoną i istotną funkcję gwarancyjną. I w mojej ocenie jest jedynym powodem tego, że nie został ogłoszony stan nadzwyczajny klęski żywiołowej, tylko nieznany Konstytucji stan epidemii, ale oznaczający diametralną zmianę zasad działania państwa i ograniczenie korzystania z praw i wolności konstytucyjnych - mówi.