Czy naprawdę chcemy skazać nasze dzieci na programową demoralizację? Wybory prezydenckie Anno Domini 2020
Para drag queens w trakcie parady, fot. Bret Kavanaugh/ Unsplash
Zbliża się dzień wyboru prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Wielu komentatorów życia politycznego w naszym kraju próbuje przedstawić elekcję „głowy państwa” jako starcie dwóch wrogich wobec siebie frakcji politycznych, którym zależy tylko na władzy. Tym razem jednak sytuacja wygląda zgoła inaczej.
Inne z kategorii
„Chodźcie i spór ze mną wiedźcie” [OPINIA]
O przysłowiowej „walce o stołki” mogliśmy mówić, kiedy Lech Wałęsa ścierał się z Aleksandrem Kwaśniewski, czy gdyby hipotetycznie Rafał Trzaskowski konkurował z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Druga tura wyborów prezydenckich Anno Domini 2020 to jednak zupełnie coś innego. Jak zauważył Robert Bąkiewicz, organizator warszawskiego Marszu Niepodległości, odpowiadając na umizgi pana Trzaskowskiego pod adresem narodowców, to prawdziwa wojna cywilizacyjna. Starcie pomiędzy światem tradycyjnych wartości osadzonych na gruncie chrześcijaństwa a neomarksizmem pod agendą środowisk LGBT. Ktoś mógłby powiedzieć: jaka to różnica, kto zostanie wybrany? To tylko kwestie światopoglądowe, które nie mają wpływu na gospodarkę, każdy przecież może mieć własne przekonania, a ważne jest, aby nie było tzw. kumoterstwa, korupcji itd. To niestety nieprawda. Przykład państw „Zachodu”, gdzie liberalno-lewicowa rewolucja obyczajowa została z sukcesem zrealizowana w niemal każdej sferze życia pokazuje, że jest zupełnie inaczej. Ideologia LGBT, którą promuje kandydat Koalicji Obywatelskiej, oznacza w konsekwencji powolne, ale totalne, psychiczne i duchowe wyniszczenie istoty ludzkiej. Dlatego chciałbym przypomnieć kilka zdarzeń z ostatnich lat, które miały miejsce w państwach zachodniej Europy, gdzie ideologia LGBT stała się oficjalnie obowiązującą doktryną polityczną – niezależnie od tego, kto sprawuje rządy – i stanowią przerażającą wizytówkę tego zjawiska.
Wpływowy działacz LGBT na czele szajki pedofilów
W 2009 roku dokonano aresztowania Jamesa Rennie, dyrektora LGBT Youth Scotland wpływowej, finansowanej przez państwo, organizacji zajmującej się doradzaniem tamtejszemu rządowi w sprawach dzieci i homoseksualizmu. Rennie był jednym z najbardziej znanych działaczy LGBT w kraju, lobbującym za wprowadzeniem tzw. edukacji seksualnej do szkół oraz adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. W wyniku śledztwa okazało się, że stał na czele jednej z największych grup pedofilskich działających na terenie Wielkiej Brytanii. Został skazany na dożywotnie więzienie, m.in. za wielokrotne gwałty na synku znajomych (swoich wieloletnich przyjaciół), którzy zostawiali dziecko pod jego opieką. Rennie gwałcił chłopca niemal od jego urodzenia do czasu, gdy ten skończył cztery lata. Wszystko rejestrował za pomocą zdjęć oraz filmów i wysyłał innym pedofilom. Pozwalał im również słuchać na żywo, za pośrednictwem telefonu, jak gwałci chłopca. Członkowie grupy – kierowanej przez szkockiego homoaktywistę – przesyłali sobie wyjątkowo brutalne pedofilskie materiały, takie jak m.in. duszenie bardzo małych dzieci w trakcie homoseksualnych gwałtów. Ten przestępczy proceder Rennie prowadził prosto ze swojego biura LGBT Youth Scotland.
Za 1/3 przypadków pedofilii odpowiedzialni są homoseksualiści
Wbrew propagandzie środowiska LGBT, statystyki i badania (dr K. Freund, dr A. Copeland) jasno pokazują, że problem pedofilii dotyczy, spośród wszystkich grup społecznych, przede wszystkim homoseksualistów, którzy są odpowiedzialni za ok. 30 proc. wszystkich przypadków. Jest to liczba tym bardziej przerażająca, jeśli weźmie się pod uwagę (zgodnie z wyliczeniami dr Paula Camerona), że osoby stosujące praktyki homoseksualne to zaledwie ok. 1-2 proc. populacji. Związki homoseksualizmu z pedofilią potwierdza dodatkowo fakt, że organizacje LGBT od wielu lat całkiem jawnie czynią wysiłki na rzecz legalizacji seksu homoseksualnego pomiędzy dziećmi a dorosłymi. W 1990 roku w Holandii w rezultacie działań COC Nederland, największej holenderskiej organizacji zrzeszającej homoseksualistów, udało się obniżyć w tym kraju, wiek w którym można legalnie uprawiać homoseksualny seks do 12 lat (w przypadku braku zgody rodziców wymagane jest 15 lat).
„Zmiana płci” na życzenie dziecka
W 2018 roku do brytyjskiej kliniki Tavistock and Portman NHS Foundation Trust zostało skierowanych 2519 wniosków o przeprowadzenie tzw. „zmiany płci” u dzieci, w 2010 roku było ich tylko 94. Lawinowy wzrost liczby osób (jest to w dużej mierze problem nastolatek, które w okresie dojrzewania dochodzą do wniosku, że urodziły się w żeńskim ciele obcym ich prawdziwej tożsamości) zgłaszających się do „leczenia płciowego”, został potraktowany przez władze Wielkiej Brytanii, jako naturalny element procesu rozwoju samoświadomości społeczeństwa. Ówczesna premier Zjednoczonego Królestwa, Theresa May zamiast podjąć zdecydowane działania mające na celu ograniczyć tę patologię stwierdziła, że … jest „zdeterminowana, aby wyeliminować nękanie homofobiczne i transfobiczne” ze społeczeństwa. Deklaracje premier May szybko znalazły swoje pokrycie w praktyce. W procedurach brytyjskiej służby zdrowia (National Health Service) w 2017 roku zostało wprowadzone tzw. „memorandum zrozumienia”, które zakazuje lekarzom kwestionowania odczuć pacjentów nieidentyfikujących się z własną płcią. W związku z powyższym, jak donosi organizacja Transgender Trend, lekarze obawiając się uruchomienia względem nich postępowania dyscyplinarnego, chętnie zgadzają się na stosowanie terapii hormonalnych, rezygnując z innych sposobów pomocy swoim pacjentom.
Znamienny w tym kontekście jest przypadek trzyletniego chłopca z Lancashire. Jego przybrani rodzice (jak twierdzą: zgodnie z wolą dziecka) postanowili zmienić płeć dziecka. Eksperci byli podzieleni co do zasadności przeprowadzania takiego zabiegu. Personel przedszkola, do którego uczęszczał chłopiec, wielokrotnie sygnalizował, że to rodzice wpływają na świadomość dziecka poprzez różne praktyki, m.in. przebierając go w sukienki. Jednak brytyjski sąd jednoznacznie orzekł, że nie ma nic niewłaściwego w „zmianie płci” u trzyletniego dziecka, a rodzice tylko rozpoznali wrodzone zaburzenia, które należy skorygować…
Co mówi karta LGBT+ Rafała Trzaskowskiego
W lutym 2019 roku, w pierwszych miesiącach swoich rządów w stolicy Polski, Rafał Trzaskowski podpisał kartę LGBT+. Ponieważ dzisiaj, na potrzeby kampanii wyborczej pan Trzaskowski próbuje odżegnywać się od swoich niegdysiejszych deklaracji, przypomnijmy, co mówi sam dokument. W punkcie II karty czytamy, że: „Zapewnienie adekwatnej, prowadzonej w angażujący sposób i odpowiadającej na potrzeby młodzieży edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej w stołecznych szkołach, zgodnej ze standardami WHO, będzie jednym z celów Urzędu m.st. Warszawy.” Cóż to oznacza? Zaglądamy do wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Zgodnie z zaleceniami WHO: naukę masturbacji należy rozpocząć przed 4. rokiem życia i powinna ona trwać do 12., w tym okresie nabywa się również „wiedzę o negocjowaniu w celu odbycia bezpiecznego seksu”, od 6. roku życia dzieci powinny uczyć się, co to jest „akceptowalne współżycie/seks”, wskazane jest, aby między 9 a 12 rokiem życia poznały czym są pierwsze doświadczenia seksualne i jakie są metody antykoncepcji, z kolei 12-letnie dzieci mają być przygotowane do tzw. coming out, czyli ujawnienia swoich skłonności homoseksualnych.
Więzienie za sprzeciw wobec seksedukacji
Jeśli ktoś chciałby trywializować zagrożenia związane z kartą, twierdząc, że prawica demonizuje ewentualne „skutki uboczne” jej realizacji, powinien spojrzeć na koleje edukacji seksualnej w Niemczech, gdzie pierwsze pomysły wprowadzenia tego typu zajęć pojawiły się w 1968 roku i są obowiązkowe już od przeszło 50 lat. Na niemieckich lekcjach, dzieci w pierwszych klasach szkoły podstawowej uczą się między innymi, jak zakładać prezerwatywę, czy też jak czerpać radość z masturbacji. Jeśli ktoś uważa, że przekazywane treści są niezgodne z jego systemem wartości pozostaje mu … wyemigrować, albo pójść na więzienną odsiadkę. Klika lat temu rodzice dwójki dzieci z Salzkotten w Nadrenii Północnej-Westfalii zostali skazani na grzywnę, a następnie – w konsekwencji jej niezapłacenia – na 43 dni więzienia za odmowę wysłania swoich dzieci na lekcje seksedukacji. Skutek – większość rodziców niezależnie od własnych przekonań zgadza się na przymusową edukację, pragnąc uniknąć przykrych reperkusji.
Z drugiej strony – paradoksalnie – sekslekcje zbierają żniwo odwrotne od zamierzonego, czyli uświadamiania dzieci w celu ochrony przed pedofilią. W ostatnich latach drastycznie wzrosła w Niemczech liczba dzieci molestowanych seksualnie. W 2017 roku, wg oficjalnych statystyk, ofiarami pedofilów padło w Niemczech 13 539 dzieci. W 2019 roku było ich już 15 701. Dla porównania – w Polsce w 2017 roku wszczęto 2391 postępowań dotyczących pedofilii.
Pierwszych symptomów tego procesu – stworzenia atmosfery sprzyjającej dewiacjom seksualnym – można doszukiwać się właśnie w latach 70. XX wieku, gdy na fali rewolucji obyczajowej 1968 roku zaczęto coraz agresywniej „uświadamiać” dzieci w obszarze ich własnej seksualności i wprowadzać w życie różne liberalno-lewicowe eksperymenty społeczne (np. włodarze Berlina przez 30 lat celowo przekazywali bezdomne dzieci do opiekunów zastępczych ze skłonnościami pedofilskimi, w ramach tzw. eksperymentu Kentlera, zgodnie z przeświadczeniem, że kontakty seksualne między dorosłymi i dziećmi nie są szkodliwe).
Wybór należy do nas
Listę najbardziej odrażających przestępstw, szokujących wyroków sądowych czy przypadków łamania wolności słowa, której źródłem jest ideologia LGBT i związane z nią środowiska, można by mnożyć. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do dziesiątków, jeśli nie setek przypadków opisywanych przez (jeszcze legalnie działające w Polsce) organizacje broniące tradycyjnej rodziny opartej na związku kobiety i mężczyzny.
Dlatego, jeśli nie chcemy, aby u nas było podobnie jak w krajach „postępowego” Zachodu, jeśli nie chcemy, żeby nasze dzieci stały się pożywką dla homoseksualistów o skłonnościach pedofilskich, żeby cierpiały na zaburzenia tożsamości i były faszerowane lekami hormonalnymi, żeby za wyrażanie niepoprawnych polityczne poglądów groził areszt i więzienie, pozostaje nam tylko jeden wybór – niezależnie od prywatnych sympatii i antypatii politycznych – jest to Andrzej Duda. Jest to wybór w poczuciu odpowiedzialności nie tylko za nas samych, nie tylko za nasze dzieci, nie tylko za naszą Ojczyznę, ale również za przyszłość całego europejskiego kontynentu, dla którego Rzeczpospolita Polska wydaje się ostatnią nadzieją.
Mateusz Soliński