Opinie Wczoraj 08:49 | Michał Jędryka
Machabeusze Warszawy. Przypadek? Nie ma przypadków, są tylko znaki!

1 sierpnia 1944 roku Kościół wspominał Świętych Machabeuszy – żydowskich bohaterów, którzy zginęli, nie chcąc zaprzeć się Boga. Tego samego dnia wybuchło Powstanie Warszawskie. Przypadek? Dla ludzi wierzących to raczej znak. I wezwanie, by o tej krwi – przelanej dla Boga i ojczyzny – nie zapomnieć.

Był w kalendarzu liturgicznym Kościoła katolickiego dzień 1 sierpnia — wspomnienie Świętych Siedmiu Braci Machabejskich. Tego samego dnia, w roku 1944, wybuchło Powstanie Warszawskie. Czy to przypadek? Dla wiary – nie do końca.

Wspomnienie Machabeuszy w kalendarzu posoborowym zostało wprawdzie zniesione, ale w roku 1944 Kościół je oficjalnie obchodził. Dlatego analogia jest w pełni zasadna: w chwili wybuchu powstania Warszawa miała swoich współczesnych Machabeuszy – gotowych umrzeć, ale nie żyć w hańbie.

Historia Machabeuszy to nie tylko męczeństwo. To także opór zbrojny. Ojciec Machabeuszy, kapłan Matatiasz, jako pierwszy podjął walkę z greckim okupantem. Gdy zobaczył, jak inny Żyd ma złożyć pogańską ofiarę, zabił zarówno jego, jak i królewskiego urzędnika, mówiąc:

„Choćby wszyscy narodowie… usłuchali go i odstąpili od religii, ja i moi synowie trwać będziemy w przymierzu naszych ojców” (1 Mch 2,19–20).

Tak zaczęło się powstanie, które kontynuował Juda Machabeusz. Mimo przeważających sił wroga odniósł szereg zwycięstw, wyzwolił Jerozolimę, oczyścił Świątynię i przywrócił w niej kult. Przed bitwą mówił do swoich ludzi:

„Nie w liczbie wojska leży zwycięstwo w bitwie, ale siła pochodzi z nieba” (1 Mch 3,19).

Bracia Machabeusze i ich matka zginęli w męczarniach, odmawiając złamania prawa Bożego. Ich heroizm przypominał w 1944 roku o tym, że są wartości, są sprawy za które warto oddać życie.

Warszawa miała wtedy swoich Machabeuszy. Młodych ludzi, którzy w godzinie „W” ruszyli do walki – nie po to, by wygrać, ale by dać świadectwo. Zdobywali barykady, wieszali flagi, urządzali śluby i Msze w ruinach. Wiedzieli, że to być może ostatni raz, kiedy będą wolni. Ale wolność warta była każdej kropli krwi.

Dla Kościoła krew męczenników nigdy nie jest obojętna. Biblia mówi, że woła z ziemi – jak krew Abla. Apokalipsa opisuje dusze zabitych dla wiary, które wołają spod ołtarza:

„Dokądże, Władco Święty i Prawdziwy, będziesz zwlekał z sądem i pomstą za naszą krew?” (Ap 6,10).

Nie sposób nie widzieć analogii. Machabeusze i powstańcy Warszawy – choć dzielą ich wieki i kontynenty – walczyli o to samo: o tożsamość, wiarę, wolność. Nie zgodzili się żyć w kłamstwie.

Dlatego 1 sierpnia – niezależnie od wiary i poglądów – warto się zatrzymać. To dzień, w którym polscy Machabeusze stanęli do walki by oddać życie za wolność, a także przecież za prawo Boże tak brutalnie gwałcone przez okupanta, który uważał się za pana życia i śmierci.

To dzień, w którym krew woła do nieba. Machabeusze i powstańcy Warszawy — choć dzielą je wieki i kontynenty — mówią jednym głosem: to ludzie, którzy nie zgodzili się żyć w zawstydzeniu, którym więcej zależało na prawdzie niż na długim życiu.

Dlatego dziś, 1 sierpnia — niezależnie od wiary, wieku, poglądów — zatrzymajmy się i zamilknijmy. Nie bójmy się uznać, że Bóg nie zapomniał o ich krwi — ani wtedy, ani dziś.

Ale, byśmy mogli tak o tym mówić, zastanówmy się też czy nie rozmieniamy dziś tej godności „na drobne”. 

Michał Jędryka

-->