Polisolokata – inwestycja czy zamach na oszczędności?
Czym są polisolokaty? Dlaczego wielu ich posiadaczy czuje się poszkodowanych? Jakie są prawne możliwości na poprawę ich sytuacji?
Inne z kategorii
„Chodźcie i spór ze mną wiedźcie” [OPINIA]
Polisolokata to potoczna nazwa umowy ubezpieczenia z UFK (Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym). Produkt ten jest tak naprawdę lokatą oszczędnościową i z polisą ma niewiele wspólnego. Jego celem nie jest zapewnienie ochrony ubezpieczeniowej na wypadek określonego zdarzenia (pożaru, kalectwa, śmierci, itp.), tylko oszczędzanie i inwestowanie pieniędzy w zamian za wynagrodzenie dla towarzystwa ubezpieczeniowego. Po co wymyślono polisolokaty? Po pierwsze po to, by umożliwić pozyskiwanie dodatkowych środków zakładom ubezpieczeń, które zgodnie z prawem powinny zajmować się jedynie działalnością ubezpieczeniową. „Przebranie” produktu inwestycyjnego za produkt ubezpieczeniowy pozwoliło ubezpieczycielom na prowadzenie działalności quasi-bankowej bez wymaganych dla tej działalności gwarancji i zezwoleń. Po drugie, chodziło o wprowadzenie alternatywy dla lokat bankowych obciążonych podatkiem od zysków kapitałowych, tzw. „podatkiem Belki”. Polisolokaty były i są reklamowane jako inwestycje wolne od tego podatku albo odkładające w czasie jego zapłatę. Możemy być pewni jednego – polisolokaty zostały stworzone po to, by generować wysoki i możliwie szybki zysk. Jednak niekoniecznie dla konsumentów.
Kto zyskał, a kto stracił?
Wobec trudnej sytuacji finansowej ZUS i spodziewanych niskich emerytur coraz więcej osób zainteresowało się oszczędzaniem. Jedną z jego form oferowanych na rynku są polisolokaty. Ich mechanizm polega na tym, że zobowiązujemy się do wpłacania określonych kwot ubezpieczycielowi, a ten inwestuje nasze środki w wybrane fundusze kapitałowe. W zamian pobiera odpowiednie wynagrodzenie w postaci różnego rodzaju opłat. Układ wydaje się klarowny. Sytuacja jest dobra, dopóki inwestycja w fundusze kapitałowe przynosi zysk. Wtedy zyskujemy zarówno my, jak i ubezpieczyciel. Gorzej, jeśli dochodzi do załamania koniunktury. Wtedy my zaczynamy tracić, a ubezpieczyciel…. nadal pobiera swoje wynagrodzenie. A zatem to konsument ponosi pełne ryzyko sytuacji na rynku kapitałowym. A przecież pośrednik obiecywał, że inwestycja jest bezpieczna… Zaczynamy więc myśleć o zamknięciu polisolokaty i odzyskaniu zebranych pieniędzy. Wtedy jednak ubezpieczyciel pobierze od nas wysoką opłatę likwidacyjną. W pierwszym roku oszczędzania może to być nawet 100% zgromadzonej przez nas kwoty. W kolejnych latach wartość procentowa opłaty likwidacyjnej stopniowo spada. Nadal jednak możemy stracić sporą część z trudem odłożonych oszczędności. Co jeśli z przyczyn losowych nie jesteśmy w stanie wpłacać zadeklarowanych kwot? Wtedy ubezpieczyciel rozwiąże z nami umowę i zatrzyma sobie część zebranych środków.
W poszukiwaniu utraconych oszczędności...
Opisana wyżej sytuacja posiadaczy polisolokat nie wygląda zbyt różowo. Czy można coś na to poradzić? Prawnych rozwiązań jest kilka, w zależności od sytuacji danego konsumenta. Osoby, które nadal posiadają polisolokaty, mogą skorzystać z porozumienia zawartego przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów z 17 zakładami ubezpieczeń. Porozumienie to zakłada istotne obniżenie opłat likwidacyjnych. Więcej informacji na jego temat można znaleźć na stronie internetowej Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jeśli nasz ubezpieczyciel nie przystąpił do porozumienia z UOKiK albo jeśli nie jest ono dla nas satysfakcjonujące, możemy wystąpić do Sądu o ustalenie, że postanowienia umowy odnoszące się do opłaty likwidacyjnej nie wiążą nas jako konsumentów. W innej zgoła sytuacji są osoby, których polisolokata została rozwiązana i które w związku z tym utraciły oszczędzane środki. Część seniorów powyżej 65 roku życia może skorzystać z rozwiązania wywalczonego przez UOKiK i zaprezentowanego na wyżej wskazanej stronie internetowej. Pozostali zwrotu utraconych pieniędzy muszą dochodzić na drodze sądowej. Im więcej straciliśmy, tym większa jest szansa wygranej. W sądzie ubezpieczyciele najczęściej nie uznają roszczeń konsumentów i tłumaczą istnienie opłat likwidacyjnych wysokimi kosztami pośredników oraz długoterminowym charakterem polisolokat. Sam niedawno otrzymałem pismo jednego z zakładów ubezpieczeń liczące ponad 30 stron, w którym snute są wywody na temat niesprawiedliwości dochodzonych przez konsumentów roszczeń. Sądy najczęściej jednak roszczenia te uznają, a ubezpieczyciele zmuszeni są do oddawania niesłusznie zatrzymanych środków. Oby takie orzeczenia skłoniły zakłady ubezpieczeń do postępowania z poszanowaniem praw konsumentów i dobrych obyczajów.