Opinie Dzisiaj 17:41 | Redaktor
Szkoła bez człowieka. O czym naprawdę pisze Arkadiusz Robaczewski

Weto prezydenta wobec nowelizacji prawa oświatowego oraz zapowiedź jego obejścia przez resort edukacji stały się jedynie punktem wyjścia do znacznie głębszej diagnozy. W swoim tekście Arkadiusz Robaczewski nie prowadzi sporu politycznego, lecz stawia pytanie fundamentalne: kim jest człowiek i po co istnieje szkoła. Odpowiedź, jaką odnajduje w reformie „Kompas jutra”, jest – w jego ocenie – cywilizacyjnie destrukcyjna.

Dobra wola nie wystarcza

Robaczewski zaczyna od gestu, który rzadko spotyka się w ostrych sporach o edukację: przyznaje minister Barbarze Nowackiej dobrą wolę. Nie oskarża jej o świadome niszczenie szkoły, nie przypisuje złych intencji. Ten zabieg nie łagodzi jednak diagnozy – przeciwnie, czyni ją ostrzejszą. Autor jasno pokazuje, że w edukacji sama dobra wola nie chroni przed katastrofą. Jeśli reforma opiera się na błędnej wizji człowieka lub nie stawia pytań o prawdę, dobro i piękno, musi prowadzić do destrukcji, niezależnie od deklarowanych celów.

Szkoła nie jest bowiem – podkreśla – obszarem technicznym. Nie da się jej reformować jak systemu logistycznego czy administracyjnego. Każda edukacja zakłada określoną antropologię, nawet jeśli jej twórcy nie potrafią lub nie chcą jej nazwać.

Edukacja zawsze opiera się na filozofii

Jednym z głównych wątków tekstu jest sprzeciw wobec udawanej neutralności reformy. Robaczewski pokazuje, że rezygnacja z pytań filozoficznych nie usuwa światopoglądu ze szkoły, lecz jedynie go maskuje. W miejsce klasycznej refleksji nad naturą człowieka wchodzi pragmatyzm, utylitaryzm i funkcjonalizm. Prawdziwe staje się to, co działa, dobre – to, co użyteczne, rozumne – to, co zgodne z procedurą i aktualnym trendem.

W takim modelu człowiek przestaje być bytem zdolnym do poznania prawdy i wyboru dobra. Staje się nośnikiem kompetencji, zasobem do zarządzania, elementem systemu. Reforma nie likwiduje więc ideologii – ona ją ukrywa, czyniąc jeszcze bardziej skuteczną.

Bajka o niedźwiedziu i musze

Aby oddać istotę tego mechanizmu, autor sięga po klasyczną bajkę La Fontaine’a o niedźwiedziu, który – chcąc odpędzić muchę z twarzy śpiącego przyjaciela – zabija ją kamieniem, zabijając przy okazji samego człowieka. Reforma edukacji działa podobnie: kieruje się dobrymi intencjami, ale przez brak rozeznania w naturze człowieka niszczy to, co miała chronić.

W tym sensie, pisze Robaczewski, polska szkoła nie przeżyje tej „pomocy”. Instytucja pozostanie – będą budynki, etaty i procedury – lecz szkoła jako miejsce formacji osoby zniknie.

Klasyczna edukacja kontra produkcja kompetencji

Autor konsekwentnie przeciwstawia klasyczną tradycję edukacyjną współczesnemu językowi reformy. Od Arystotelesa po czasy nowożytne cel szkoły był jasny: formacja człowieka dobrego i pięknego, zdolnego do poznania prawdy i działania zgodnego z nią. Kompetencje i funkcjonalność były efektem ubocznym tej formacji, nigdy jej celem.

Reforma „Kompas jutra” odwraca tę hierarchię. Na pierwszy plan wysuwa sprawczość, adaptacyjność i zestaw umiejętności, które mają umożliwić sprawne funkcjonowanie w zmiennym świecie. Zdaniem Robaczewskiego jest to znak zerwania z dziedzictwem, a nie jego twórczego rozwinięcia.

Dlaczego łacina ma znaczenie

Symbolicznym przykładem tego zerwania jest eliminacja łaciny z listy przedmiotów maturalnych. Autor podkreśla, że nie chodzi tu o sentyment do deklinacji i koniugacji. Język łaciński jest nośnikiem abstrakcyjnego, intelektualnego sposobu ujmowania rzeczywistości, który wykracza poza myślenie czysto użytkowe.

Obcowanie z łaciną i z dziełami, które w niej powstały, kształtuje zdolność poprawnego sądzenia, rozumowania i porządkowania świata. To fundament europejskiej kultury. Usunięcie go z edukacji oznacza – w logice Robaczewskiego – wydziedziczenie z tej tradycji i uzurpację prawa do jej reprezentowania.

Europejczyk bez Homera?

Autor idzie dalej: nie da się wychować Europejczyka bez Homera, Platona, Arystotelesa i Cycerona. Absolwent pozbawiony tego dziedzictwa, nawet jeśli wyposażony w najnowocześniejsze kompetencje, stanie się jedynie wyspecjalizowanym narzędziem. Szkoła przestanie być instytucją edukacyjną, a stanie się instytucją adaptacyjną – przygotowującą do podporządkowania się aktualnym potrzebom systemu.

„Wydrążeni ludzie” jako produkt reformy

W finałowej części tekstu Robaczewski sięga po obraz „wydrążonych ludzi” – hollow men. Reforma, jeśli zostanie przeprowadzona, nie wychowa osób zakorzenionych w prawdzie, dobru i pięknie. Wyprodukuje ludzi pozbawionych trwałej tożsamości, podatnych na manipulację, łatwych do przekształcania za pomocą mediów, mód i narzędzi socjotechnicznych.

Nie jest to, jego zdaniem, przypadek, lecz logiczna konsekwencja wizji szkoły pozbawionej metafizycznego fundamentu.

Szkoła na miarę epoki chaosu

Ostatecznie autor wpisuje reformę w szerszy kontekst polityczny i cywilizacyjny. Uważa ją za spójną z etosem władzy, która traktuje europejskie dziedzictwo jako balast, a nie fundament. Szkoła projektowana w takim duchu ma produkować sprawnych funkcjonariuszy epoki chaosu – ludzi kompetentnych, lecz wydziedziczonych z tradycji, zasad i sensu.

Tekst Robaczewskiego jest więc nie tyle krytyką jednego projektu reformy, ile ostrzeżeniem: edukacja, która rezygnuje z pytania o człowieka, zawsze kończy się redukcją człowieka do funkcji. A to – niezależnie od intencji – jest droga donikąd.

Oryginalny artykuł jest tutaj: https://dorzeczy.pl/opinie/823655/robaczewski-nadchodza-hollow-men-wydrazeni-ludzie.html

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor
-->