Bydgoszcz i Toruń odwracają się od siebie - tak to widzą w Warszawie. Szanse na metropolię maleją
fot. Wikipedia
Kolejna burza rozpętała się w sprawie relacji bydgosko toruńskich. Jest to dalszy ciąg batalii wokół Koncepcji Rozwoju Kraju, w ramach której marszałek województwa apelował by łączyć potencjały Bydgoszczy i Torunia, a bydgoscy działacze uważali to za degradację Bydgoszczy.
Inne z kategorii
Oczyszczanie Doliny Śmierci. Mieszane uczucia fordoniaków [OPINIA]
Szok i oburzenie po zepchnięciu Bydgoszczy do ostatniej ligi
Kolejna runda w tym osobliwym „meczu” zaczęła się od wywiadu, jakiego udzielił 24 października wicemarszałek województwa Zbigniew Ostrowski w Radiu PiK. Pomińmy dodatkowe nieporozumienie jakie wynikło ze sformułowania przez portal Radia tytułu wywiadu. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy tylko, że tytuł brzmiał: „Klamka zapadła. Odpowiedź jest negatywna, bo miasta rozwijają się osobno, odwracają się od siebie”.
Posypały się oświadczenia wojewody i prezydenta Bydgoszczy, ale marszałek Ostrowski prostował: nie mówiłem o decyzjach, tylko o moich obawach.
Istota problemu jednak pozostaje. Czego obawia się marszałek Ostrowski? Właśnie z tego powodu, że nie została stworzona wspólna metropolia bydgosko toruńska, lecz dwa osobne ZIT-y, z których bydgoski „patrzy” na zachód, a toruński na wschód, wynika takie a nie inne potraktowanie tych miast.
Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz logicznie wskazała w odpowiedzi, że tak ustawione obecne struktury rozwoju miast – ZIT-y (Zintegrowane Inwestycje Terytorialne) – uniemożliwiają patrzenie na potencjały Bydgoszczy i Torunia w sposób łączny.
Tyle i tylko tyle, albo aż tyle. Co z tego wynika? Niestety to, że Bydgoszcz została po raz kolejny „ograna”. To Bydgoszczy bowiem potrzebny jest impuls rozwojowy i możliwości, jakie daje metropolitalność. Toruniowi nie, bo i tak je ma, jest bowiem siedzibą najważniejszej wojewódzkiej instytucji jaką jest urząd marszałkowski, który kontroluje, choćby poprzez strumienie finansowania inwestycji, rozwój całego regionu i choć nie może dyskryminować Bydgoszczy w sposób otwarty i ewidentny, na pewno nie będzie promował takich przedsięwzięć, które by promowały Bydgoszcz w rywalizacji z Toruniem.
Prezydent Bruski ze swoją polityką pozostał z ręką w nocniku i nie pomoże tu nawet wsparcie go przez całą opozycję. Game over. Może i klamka nie zapadła, ale porusza się zdecydowanie w tym kierunku. Obawiać się można (i tu trzeba się z marszałkiem Ostrowskim zgodzić), że rzecz jest nie do odwrócenia.
Michał Jędryka